View Single Post
Old 19-02-2014, 15:54   #8
Joanna
Tmave Zlo
 
Joanna's Avatar
 
Join Date: Mar 2005
Location: Kopana k/W-wy
Posts: 1,196
Send a message via Skype™ to Joanna
Default

Trafiłam ostatnio na tekst p. Marka Fryca na temat szkolenia.

Przeklejam z FB za Lim Grażyna Wilińska :

Negatywy pozytywu, pozytywy tradycji czyli
„Mam psa – chciałbym go szkolić – co wybrać? Pozytywnie czy tradycyjnie?”

Nie ma pozytywnych i negatywnych metod…

Z jakiego powodu postanowiłem napisać kilka słów do obecnych i przyszłych właścicieli psów? Nie należę do osób, które udzielają się na forach czy czatach internetowych, do tej pory nie brałem udziału w toczących się tam debatach na temat najlepszego sposobu szkolenia, a wszelkie spory i dyskusje omijałem, zajmując się praktyczną pracą z psami. Jednak od jakiegoś czasu zaczyna mnie niepokoić następujące zjawisko - na szkolenie zgłasza się coraz większa ilość właścicieli psów, którzy nie mają ze swoimi psami żadnego kontaktu, którzy nie zbudowali z nimi żadnej więzi. Większość tych zwierząt nie została nauczona zasad współżycia społecznego, co więcej u części z nich pojawiły się już w bardzo młodym wieku zachowania agresywne, co
niejednokrotnie kończyło się atakiem na właściciela lub członka rodziny. Zatrważający jest fakt, że po wstępnym wywiadzie z reguły okazuje się, iż agresywny pies jest po jednym lub kilku kursach posłuszeństwa, a właściciel korzystał z licznych porad przy użyciu nagrań audio-wideo. Filmy takie najczęściej oferowane są przez ludzi, którzy sami okrzyknęli się ekspertami z zakresu wychowania, szkolenia i behawioru psa.

Kiedy właściciel psa zaczyna zastanawiać się, jaką szkołę wybrać dla swojego czworonożnego przyjaciela, najczęściej rozpoczyna swoje poszukiwania od internetu. Znajdzie tam nie tylko strony poszczególnych psich szkół, ale także wiele forów internetowych, na których właściciele zwierząt dzielą się swoimi doświadczeniami i opiniami. Okazuje się jednak, że jakość i efektywność szkolenia, wiedza trenera (i co się z tym łączy – szacunek i zrozumienie psa) oraz doświadczenie w pracy z bardzo różnymi psami, a przede wszystkim – ich właścicielami, najczęściej schodzą na drugi plan, ponieważ większość dyskusji dotyczy tylko jednego zagadnienia – metod stosowanych w danej psiej szkole. Modne ostatnio stwierdzenie „metoda pozytywnych wzmocnień”, czy też
„szkolenie pozytywne” przeciwstawiane jest pojęciu „tresury tradycyjnej”, a co za tym idzie deprecjonuje pracę wielu osób zajmujących się szkoleniem psów. Słowo „tradycyjny” użyte jest tu w znaczeniu zdecydowanie negatywnym, stając się niemalże synonimem słowa negatywny, wykorzystujący przemoc, stosujący wyłącznie kary.
Jak błędne jest to pojęcie, postaram się przedstawić w poniższym artykule, którego celem jest próba uświadomienia przyszłym i obecnym właścicielom psów, jak nie dać się zwariować propagandzie słownej.

Z punktu widzenia potencjalnego posiadacza psa najważniejsze jest, by jego pupil zachowywał się socjalnie, wykonywał podstawowe komendy, nie sprawiał problemów w domu i na spacerach oraz był bezkonfliktowy w kontaktach z innymi psami. Zasadniczo chodzi o to, by pies funkcjonował bezproblemowo w środowisku człowieka. I nic w tym dziwnego – w końcu większość zwolenników psiego towarzystwa nie ma potrzeby zgłębiania swojej wiedzy na temat metod szkoleniowych. Właściciel poświęca wiele czasu i energii na szkolenie swojego psiaka, jednak efekt tego uczenia jest niejednokrotnie mniej niż marny. Jaki jest tego powód? Jeden, jedyny i od wieków niezmienny - ignorancja i niewiedza trenera. Dlatego tak bardzo istotne jest, aby osoby,
które szukają kursu dla swojego psa, najpierw poznały szkołę nie tylko na podstawie cukierkowych opisów i fotografii zamieszczonych na internetowych łamach, lecz aby wybrały się tam osobiście, przyjrzały pracy trenerów, a przede wszystkim – reakcji psów i ich relacjom z przewodnikami. Nie można dać się uwieść skanami licznych dyplomów. Należy najpierw zastanowić się nad tym, co tak naprawdę czyni dobrego szkoleniowca. Czy jest to ilość skończonych, często korespondencyjnych kursów, nie dających żadnych praktycznych umiejętności? Wyszkolenie tylko jednego, własnego psa? Czy raczej czysta praktyka, zdobyta podczas pracy z wieloma psami, a poparta wiedzą teoretyczną? Oddawanie swojego psa pod „opiekę” osobom bez praktyki, to troszkę tak jak poddanie się operacji woreczka żółciowego, którą przeprowadzić ma psychiatra. Zgodnie z kierunkiem ukończonych studiów i dyplomem na ścianie zna przecież anatomię. Tyle, że z chirurgią ma to już niewiele wspólnego. Porównanie może odległe od poruszanego tematu, jednak wydaje mi się obrazujące. W dzisiejszych czasach, kiedy mnogość szkół na rynku przekracza już chyba liczbę uczących się, musimy mieć na uwadze fakt, że zdobycie dyplomu, zaświadczenia, certyfikatu bywa prostsze od ukończenia gimnazjum, a ponieważ tak łatwo zdobyć uprawnienia by nazywać siebie ekspertem psiej psychiki, ilość psich szkoleniowców rośnie bardzo szybko. Ilość nie przechodzi niestety w jakość, dlatego aby znaleźć naprawdę kompetentnego trenera, warto przyjrzeć się jego pracy i zasięgnąć informacji o konkretnych szkoleniach.


Pozytywny nie zawsze oznacza dobry. Tradycyjny nie ma nic wspólnego z negatywnym!

Kiedy przegląda się licznie powstające fora internetowe dotyczące pozytywnego wzmocnienia i bez awersyjnych metod szkolenia, mrozi krew w żyłach ignorancja wobec doświadczenia i wiedzy specjalistów i wieloletnich praktyków. Nie ma bowiem, nie istnieje i nigdy nie istniała jedna, jedyna nieomylna i niepodważalna metoda szkolenia psa! O ile początkowo opinie o rzekomym istnieniu niepodważalnych metod szkolenia psa mogą śmieszyć, o tyle stają się przerażające gdy znajdą swych zwolenników. Bo jeśli faktycznie szkoleniowcom, którzy uznają tylko jedną metodę szkolenia psa, wydaje się, że osiągnęli absolut w zakresie wiedzy kynologicznej, to należy powątpiewać w kompetencje takich szkoleniowców! Jest bowiem wielką nieodpowiedzialnością i niekompetencją twierdzenie, że można wszystkie psy poddać tej samej „metodzie” i że ta właśnie będzie skuteczna. Wśród ludzi są wzrokowcy, słuchowcy i osoby których żywiołem jest ruch, tak więc metody szkolenia powinny odpowiadać ich indywidualnym zdolnościom. Analogicznie jest wśród psów. By nie zostało to źle zrozumiane, nie chodzi o to, iż wśród przedstawicieli tego gatunku rozróżniamy wzrokowców itp., ale o to iż każde zwierzę, poza uwarunkowaniami rasy, posiada liczne cechy indywidualne, które podczas szkolenia trzeba koniecznie uwzględnić. Jeśli tego nie zrobimy – niewiele osiągniemy.
Wybierając metodę, a raczej metodykę szkolenia, powinniśmy obserwować przede wszystkim reakcje psa oraz to czy zachowana zostaje komunikacja z psem. Prawda jest taka, że z czasem gdy coraz lepiej poznajemy swojego psa, obserwujemy go, uczymy się jego reakcji szukamy odpowiedniej metody, która pozwoli osiągnąć cel. Nie ma tu absolutnie mowy o tym, że cel uświęca środki! Nie chodzi o to by stosować chorą zasadę „brak kary jest nagrodą”, jednocześnie jednak nie można na wstępie zanegować pracy z korektą. Wydaje mi się również, że zbyt wiele miejsca w rozmaitych wypowiedziach zajmuje tzw. czarny PR. Zamiast propagować swoje metody – niektórzy szkoleniowcy opierają się głównie na negowaniu metod tzw. tradycyjnych. Nie jest to ani zdrowe – ani dobre podejście. Przykładowo, jest wielkim nadużyciem twierdzenie, iż w metodach tradycyjnych nie stosuje się pochwał lub że używa się ich jedynie po zakończeniu pracy z psem.
Nic bardziej błędnego. Psa motywujemy cały czas, bez względu na to czy w trakcie, na przykład, chodzenia przy nodze czy też podczas zakończenia ćwiczenia – cały czas potwierdzamy to co wykonuje, jednocześnie korygując błędy. Nieodzownymi w czasie dobrego treningu są pochwały, pokarm, zabawka, zabawa. Elementy te działają motywująco, a ich dobór zależy od indywidualnych możliwości i potrzeb psa.

Mit korekty

W niektórych wypowiedziach dochodzi także do absurdów dotyczących np. kolczatek. Skrajnym przykładem takich nowatorskich odkryć jest stwierdzenie, iż ludzie pracujący na tego typu obroży osiągnęli mistrzostwo, bo używając bicia i kar potrafią zmusić psa do radości. Nic bardziej mylnego! Przecież żadnej istoty żywej nie da się przemocą zmusić do radości, do szczęścia.
Widuję psy, które na widok kolczatki podskakują radośnie. Dlaczego? Ponieważ kojarzy im się ona z samymi pozytywami: czasem spędzonym z człowiekiem, czasem zabawy, treningiem czy też najzwyczajniej z powodu tego, że kolczatka często pełni funkcję zwykłej obroży i oznacza dla psa długi spacer. Nikt chyba nie uwierzy, że pies kojarzący: kolczatka – właściciel, w głowie przeprowadza proces myślowy: „tak, wziął kolczatkę, to teraz trzeba się cieszyć, bo jak spuszczę ogon to będzie kara i bicie”. Zdarza mi się widywać psy radosne i uśmiechnięte w kolczatkach, tak jak zdarza mi się spotykać psy w halterach czy szelkach, całkowicie wyzute z wszelkich popędów, ze spuszczonym ogonem i pustym wzrokiem snujące się na smyczy za właścicielem. Przychodzą mi wówczas do głowy myśli, że gdyby zamienić psa na sztucznego misia ze sklepu, nic by się w widoku takiej pary nie zmieniło. Prezentowałaby ona bowiem taki sam brak kontaktu i komunikacji. I to właśnie w braku sieci porozumienia i braku chęci kontaktu tkwi problem, a nie w tym co pies ma aktualnie ubrane na szyi.

Bodziec

W jednym z opisów dotyczących wad kolczatki jako sprzętu szkoleniowego, znalazłem następujące stwierdzenie: „Po pierwsze bodziec awersyjny ulega habituacji - czyli jeśli na początku wystarczyło pociągnięcie, to po pewnym czasie potrzebne jest już szarpnięcie, a potem mocniejsze itd.” Każdy kto szkoli psy, zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że należy zmieniać bodźce używając jednocześnie różnych rodzajów tak pochwał jak i korekt. W innym przypadku przyzwyczaimy psa do schematów, a tym samym pozbawimy go radości oczekiwania na nagrodę płynącą z różnej strony, w różnej formie. Podobnie niezrozumiałe, a wręcz wypaczające sens wszelakich ćwiczeń jest twierdzenie, iż używanie kolczatki powoduje odwrotny w skutkach efekt. Pojawiły
się niedawno próby udowadniania, że pies zacznie kojarzyć korektę kolczatką z otoczeniem, wskutek czego rozwinie reakcje lękowe na otoczenie. Zwolennicy tej tezy powołują się często na eksperyment z roku 1920 zwanym Little Albert experiment (http://pl.wikipedia.org/wiki/Mały_Albert). (Chodzi o doświadczenie wykonane przez naukowców Uniwersytetu w Baltimore, którzy przeprowadzili eksperyment na 11 miesięcznym chłopcu. Celem tegoż było ustalenie, czy nasze lęki są wrodzone czy też wyuczone). Taka sytuacja może wystąpić wyłącznie wtedy, gdy bodźca użyje osoba, która nie ma odpowiedniego poziomu wiedzy oraz długoletniej praktyki w szkoleniu psów. Dlatego też tego typu korekty mogą stosować wyłącznie doświadczeni
szkoleniowcy. Jeżeli więc bodźca awersyjnego użyje trener z odpowiednim doświadczeniem, pies zacznie kojarzyć, że niewłaściwie zachowanie wywołuje otrzymanie upomnienia, a prawidłowa reakcja po nim skutkuje natychmiastową nagrodą. Dzięki temu bardzo szybko skojarzy, co warto a czego nie warto robić. Należy jednak podkreślić, ze kolczatka jest narzędziem szkoleniowym, który wykorzystuje się do rozwiązywania konkretnych problemów. Dlatego też, po ich usunięciu, trzeba zrezygnować z jej stosowania i zastąpić ją zwykłą obrożą.

Konsekwencja jest podstawą wszelkiej nauki

Bezpodstawna wydaje mi się również próba udowodnienia, że nie jesteśmy w stanie skorygować zachowania psa za każdym razem, kiedy przestaje on wykonywać polecenia, kiedy wychodzi spod kontroli. Jeśli właściciel zdaje sobie sprawę, że pies nie zna dostatecznie komendy - nie stosuje jej. Należy zatem w trakcie szkolenia, a także w życiu codziennym starać się, by pies doskonale wiedział czego od niego oczekujemy. Tym samym, nagroda pojawia się tylko i wyłącznie za konkretne, w danym momencie wymagane i dobrze wykonane zadania.
Nie możemy oczekiwać, iż pies sam wydedukuje albo co więcej, przeczyta w naszych myślach czego od niego wymagamy. Należy więc zawsze wydawać konkretne i jasne polecenia.
W tym miejscu należy wrócić do kwestii komunikacji. Najważniejsza jest bowiem czytelna komunikacja pomiędzy człowiekiem i psem. Kiedy będziemy dawać niepewne, nieczytelne, rozmyte sygnały naszych oczekiwań wobec psa, jedyne co pozostaje to zacząć wierzyć w cud. A cud się nie wydarzy, zatem warto wypracować dobry kontakt z psem. Czytelność komunikacji w stadzie wiąże się z wzajemnie wydawanymi, jasnymi dla każdego sygnałami. Nie można doprowadzać do sytuacji: „obrażam się na swojego psa, on niech się domyśli o co mi chodzi”. Niczego to
nie rozwiązuje. Wręcz przeciwnie. Pies zamknięty w odosobnieniu „za karę” bardzo szybko skojarzy sobie ową sytuację jako bardzo komfortową dla siebie. Zamknięty ma bowiem spokój, którego nie zazna kiedy będziemy od niego wymagali posłuszeństwa. Istnieją trzy poważne przeszkody utrudniające komunikację z psem. Pierwsza występuje wówczas, kiedy pies
otrzymuje polecenia których nie jest w stanie zrozumieć. Druga przeszkoda występuje wtedy, gdy pies czy to z powodów fizycznych, czy też zewnętrznych (np. nieodpowiednie podłoże uniemożliwiające wykonanie komendy), nie może wykonać tego czego wymagamy. Trzecia bariera - pojawia się w sytuacji, gdy pies nie chce wykonać naszego polecenia, choć doskonale zna komendę a w grę nie wchodzą przeszkody typu „nie może”. Na tym etapie bardzo trudno jest odbudować pierwotną chęć współpracy pies –przewodnik. Nie jest to niemożliwe, czasem jednak wiąże się nawet ze zmianą właściciela, bo tylko to daje szanse na powrót psa do jego naturalnych popędów i chęci współpracy z człowiekiem.

Komunikacja to podstawa

Pewną niekonsekwencją jest stosowanie z jednej strony zupełnie logicznego twierdzenia, że pies to nie człowiek i nie można go tak traktować, a z drugiej, próba „karania” niepożądanych zachowań w sposób, który są w stanie zrozumieć jedynie ludzie. Pies jest najlepszym towarzyszem, przyjacielem człowieka, jest jednak zwierzęciem. Nie można przypisywać mu cech ludzkiego sposobu rozumowania, nie można od niego wymagać, by kojarzył fakty i wyciągał wnioski na podstawie logicznej dedukcji. Dlatego też kary psychiczne, odrzucanie prób kontaktu, ignorowanie szukającego kontaktu psa, są bardzo bolesne, bo niezrozumiałe dla zwierzęcia. A przecież cała sztuka szkolenia psa polega na zbudowaniu więzi ze zwierzęciem. Bliskości, kontaktu i komunikacji. Podstawą każdego szkolenia jest zasygnalizowanie psu, że praca z przewodnikiem może być dla niego przyjemnością. Psy, które naprawdę są związane ze swoim panem, wykonują każde ćwiczenie z radością, uśmiechem na mordzie i merdającym ogonem. Pies od wieków towarzyszył człowiekowi, potrafi być jego doskonałym partnerem, jednak by osiągnąć porozumienie musimy nauczyć się go rozumieć, potrafić odczytać mowę ciała, poznać co sprawia mu radość, co jest dla niego najlepszą nagrodą, próbować przewidzieć jego reakcje w danych sytuacjach. Musimy również starać się być dla niego stabilnym przewodnikiem, który daje jasne, zrozumiałe sygnały, w którym znajdzie oparcie, ale jednocześnie takim, który wymaga przestrzegania ustalonych reguł.

Wiele osób zastanawia się czy warto wybrać dla swojego psa ośrodek, w którym trenerzy to ludzie zajmujący się sportem kynologicznym, niejednokrotnie czynni zawodnicy. W niektórych środowiskach odradza się szkolenie psów „domowych” u trenerów zajmujących się bardziej profesjonalnie szkoleniem. Osobiście nie widzę powodu, dla którego potencjalni właściciele psów mieliby rezygnować z wiedzy i doświadczenia pasjonatów psich sportów. To trochę tak, jakbyśmy zrezygnowali z nauczania naszego dziecka u profesora światowej sławy, obawiając się iż zostanie ono zbyt mocno natchnione duchem wiedzy i wskutek tego wyrośnie na naukowca. Chyba każdy rodzic wolałby posłać swoją pociechę do uznanego i doświadczonego znawcy, a nie do sąsiada, który też przecież umie czytać i zna tabliczkę mnożenia? Logiczne jest, że nikogo na siłę nie da się szkolić na zawodnika w żadnym sporcie. Jedyne „ryzyko” polega na tym, że właściciel psa będzie miał okazję poobserwować pracę pasjonatów i też zaszczepi w sobie miłość do którejś z dziedzin sportowych. Jest to jednak zdecydowanie pozytywny aspekt szkolenia. Poza tym, ośrodki w których funkcjonują grupy czysto sportowe, na co dzień pracują ze zwykłymi posiadaczami psów. Szkolą je dla radości przewodników i lepszego funkcjonowania wśród ludzi - nie dla sportu. Podobnie jak zwykli posiadacze psów, tak i zawodnicy sportowi również borykają się z codziennymi problemami związanymi z posiadaniem psa. Ciągnięcie na smyczy, skakanie
na gości, czasem niszczenie przedmiotów dotyczą także osób trenujących. Nikt nie ma bowiem patentu na wyszkolenie „psa idealnego”, tak jak idealnie można zaprogramować pralkę na pranie ręczne czy wełnę. Jednak osoby które pasjonują się psim sportem, starają się doskonalić i budować przede wszystkim swój kontakt z
psem. Sport kynologiczny nie ogranicza się bowiem do zwykłego wydawania komend. To ciągłe ulepszanie komunikacji, poznawanie psa a przede wszystkim czerpanie z jego naturalnych zdolności i radości ze wspólnie spędzonego czasu.
Trenowanie danej dziedziny sportu kynologicznego – od PT, obedience przez agility czy IPO – świadczy o nieustającej chęci doskonalenia się, zdobywania nowych doświadczeń i pogłębiania wiedzy.

Zanim wybierzecie Państwo trenera dla swojego psa, zachęcam odwiedzić kilka szkół, poobserwować nie tylko jakich metod używają szkoleniowcy, ale zobaczyć jak w trakcie zajęć (ale też chwilę przed oraz po ich zakończeniu) zachowują się psy. Czy są radosne i zadowolone, chętnie wykonują komendy i bawią się ze swoimi przewodnikami, niezależnie od tego czy mają założoną skórzaną obrożę czy łańcuszek – czy też snują się smutno koło nogi właściciela, a z ich oczu można wyczytać jedynie błagalne – kiedy to się skończy.
Ważne jest również to, czy trener potrafi przekazać wiedzę kursantom, czy pomaga w odpowiednim momencie, czy potrafi zmotywować samego przewodnika do cierpliwości oraz jakie ma podejście do psów. Jeszcze raz powtórzę – nie ma jednej doskonałej metody szkolenia psa. Wśród zwolenników stosowania danej metody bez trudu znajdziemy doskonałych szkoleniowców, mających doświadczenie, ogromną wiedzę, wyczucie oraz cierpliwość i serce dla psów – ale znajdziemy również pozbawionych wyobraźni dyletantów. Dlatego nie oceniajcie Państwo psich szkół tylko na podstawie opisów. Wybór szkoły powinien być dokładnie przemyślany, ponieważ podjęcie błędnej decyzji może mieć bardzo negatywne konsekwencje – przede wszystkim dla Państwa czworonożnego przyjaciela. Zatem zanim zdecydujecie, bardzo dokładnie przyjrzyjcie się jak wyglądają zajęcia wybranych trenerów. Warto to zrobić właśnie dla swojego psa, który jest przecież naszym przyjacielem, a o przyjaciół należy dbać. Tak jak napisał Antoine de Saint-Exupéry: „Na zawsze pozostajesz odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”.


Marek Fryc - starszy instruktor oraz licencjonowany pozorant Związku Kynologicznego w Polsce, właściciel
szkoły dla psów- K9 Dog Training Center. Psy - to moja życiowa pasja, ich szkoleniem zajmuję się ponad 20 lat.
__________________
Joanna jest offline   Reply With Quote