Wiesz co? Za stara już jestem na humanitarne próby "rozumienia" innych priorytetów, odechciało mi się po kilkudziesięciu guzach od walenia głową w mur.
OT:Łazi za mną (delikatnie) adopcja, ale mierzę siły na zamiary i czasem szlag mnie trafia, że muszę udeptać chęci, bo ktoś radośnie tak spartolił sprawę, że nie mogę się podjąć (wszak muszę zabezpieczyć komfort obu panów w domu)
Myślałam, że przypadek Botisa, któremu ludzie zgotowali takie emocjonalne piekło, że Margo podjęła decyzję o nie wyadoptowywaniu go ponownie, był pojedynczy. Dramatyczny, ale jednostkowy. Okazuje się, że nie do końca.....
Mam tylko nadzieję, że Reiko zaliczy jednak happy end.