![]() |
polowania...
Maleństwo dorasta i dziś znów upolowało kolejnego ptaka... tym razem gołębia. Nie bardzo wiem co z tym robić i jak się zachować w takiej sytuacji...
Jakieś doświadczenia i pomysły? |
gołębia na rosół ;)
|
Tak jest, jak upolował na amen to albo dać zjeść, albo zutylizować:)
Ale domyślam się, że nie o oporządzanie zwierzyny pytasz. Cóż- wilczak silne instynkty łowne ma, z tego składa się właśnie wilczak i to jest oczywista oczywistość. I nic na to nie poradzisz. Możesz ćwiczyć odwołanie (długo i cierpliwie) i mieć nieco większe szanse, że jak włączy tryb polowania, to Cię posłucha. Szanse większe, jeśli jest sam (bez innych psów). Możesz też nie spuszczać psa ze smyczy, prowadzić na długiej lince i takie tam. Radykalnego sposobu nie ma na wyeliminowanie wilczaka z wilczaka :) |
aaa... czyli spoko :) bo już się martwiłem że bandyta ;)
|
Nie no, zaraz, bandyta oczywiście też:)
|
Wg Twojej (wg mnie dosyc pokretnej) teorii, Gaga, powinnam miec 100% wilczaka w wilczaku - biorac pod uwage oczywiscie tylko aspekt instynktu
Oraz jakieś 90% bandyty - pozostałe 10% to łaska okazywana szczeniaczkom, sukom oraz zaprzyjaźnionym od miesięcy samcom :twisted: Wygląd pomijam. Gołąb - pikuś. Dobrze, że to był tylko gołąb... Ale skoro się dał upolować, to może oznaczać, że był chory, wiec radze jednak truchło zutylizować... |
Quote:
Ty masz On/Ona ma My mamy Wy macie Oni mają te 10 % ma każdy, z czegoś muszą kręcić wersje demo:) |
no to spoko.... bo tak naprawdę to obawiałem się jakiejs reprymendy że psa nie pilnuje i zajada się sąsiadowymi gołębiami.... :) ale znaczy natura... :) dzięki, uspokoiłem się ;)
|
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
Quote:
|
Gregor, mogę zrozumieć, że przeżyłeś stres.... gdy się pierwszy raz zobaczy swojego wilczaka z całym zakrwawionym pyskiem memłającym ścierwo, to trochę dyskomfort jest.... ale ten wyraz sukcesu i dumy na pysku....
Nie Jesteś w stanie upilnować wszystkich ptaków, zajęcy, koźlaków czy kotów...."Wola boska i skrzypce".... My się też nauczyliśmy, że jak "ogary poszły w las" to nie ma co nawoływać /i w stres popadać/... to bystre dziecko -trafi do domu....Nie boimy się też, że przytarga łosia czy dzika, raczej samotnego auta pędzącego po szutrówce.... A tasiora z pyska rzeczywiście lepiej wyjąć -nigdy nie wiadomo czy jakiejś egzotycznej "ptasiej grypy" nie przywlecze... ... Ale widok wilczaka w wyskoku i z sukcesem łapiącego >ptaka w locie< robi wrażenie.... ... Cholera...dopiero teraz pomyślałam, że czeka nas prawdziwe polowanie.... Ozzy rośnie....dwa wilczaki to już "myślenie zbiorowe"...o cholera!...... |
Quote:
|
Quote:
Ale takie raczej "frisbee-inaczej" w wydaniu >danse macabre<.....:? ... Nie ulega wątpliwości, że wilczak szybki i skoczny jest...:) ...a jak błyskawicznie "spyla" z truchłem...:shock:... ... |
Quote:
|
Quote:
U mnie polowania na chwilę zniknęły, bo baloniasta nie ma siły hłe hłe łowić, woli żarełko od pańci:) Ale fakt, czasem b. wkurzający jest, gdy kolejna ptaszyna bez główki (taki rytualny mord), smaży się (w tym samym miejscu zawsze) na słonku. Jednak zawsze w formie placka:roll: Niestety nie jestem w stanie odnaleźć świeżej zdobyczy, ale nauczyłam, się, że kiedy sucz często sobie skuczy i ma ciemne oczy (oczy typu MOOOORD), to wiadomo, że zaraz coś znajdę i wtedy wystarczy wypuścić sucz, odczekać chwilku i mogę śmiało iść w miejsce, gdzie "zawsze" :) |
Hehe, a wiecie jaki jest widok, jak się widzi znikającego w paszczy swojego psa kotka? :rock_3
Nie-wilczaki się dołączają do dance macabre :lol: |
Quote:
|
Dla Osób, które nie mają takich doświadczeń, nasze słowa są "horrorem", który bardzo źle o nas świadczy... Ale nie jest tak do końca. Patrzenie na śmierć, do której doszło przez naszego psa, nigdy nie jest łatwe. Ja na szczęście mam mało takich "obrazów" w pamięci.... Ale w sumie trauma zostaje. Ptak, to "nic" -często błyskawicznie umiera dzięki ogromnej /proporcjonalnie, oczywiście/ paszczy drapieżnika. Gorzej w przypadku zwierząt większych /umierają dłużej/. Zamarłam kiedyś widząc przez okno polowanie na kotka naszego stodołowego: dorwała go Laila i dusiła, potem doduszała Aria, następnie Raja i spokojniutki Rumpel na końcu /nie chciał kota mi oddać/ -one go sobie przekazywały....Kot umarł mi w dłoniach.. Albo gdy się widzi umierającego na swoich rękach koźlaka zagryzionego przez własną burą /wystarczyło jej 10min by nas zmylić i załatwić 2 kózki/.... A facet z Bakutilu zabierający martwe zwierzę mówi Ci w oczy, że zwierzak pójdzie na karmę dla psów.... To wcale nie są proste momenty..... To są momenty, gdy nasza cierpliwość i miłość do psa jest wystawiona na najwyższą próbę. Pewnie, że "karać" trzeba. Ale też mądrze -przecież jeśli ma instynkt łowiecki przekazywany genami to nie wie, że zrobił źle -to raczej my mu narzucamy wzorce zachowań -on ma spełniać nasze oczekiwania....Jeśli jednak poczuł świeżą krew i smak ciepłego mięsa, to sobie możemy nagwizdać w kieszeń -łowcą będzie już zawsze /moim zdaniem/....
.... A jak wygląda świeża krew na śniegu i poszukiwanie drugiej części zajączka /pierwsza w pysku suczy/ zachowam dla siebie. Chociaż podziw do jej metody polowania pozostał... |
Ano, widok nigdy nie jest łatwy. Basta zapolowała na kota w pierwszych dniach u nas, zaraz po zabraniu jej z ulicy. Była wtedy ogólnie nieznośna, a jak jeszcze zobaczyłam zwisające z jej pyska truchło kota*, to byłam bliska pozbycia się jej (tzn. znalezienia jej innego domku oczywiście), bo stwierdziłam, że z takim bandytą to ja nie chcę mieć do czynienia. Na szczęście więcej się takie incydenty nie powtórzyły, chociaż koty "kocha" do dzisiaj... :evil:
Zaduszonych kur, które się kilka razy zdarzyły od tamtej pory - nie liczę, bo to częsty widok dla większości właścicieli psów. A jak byłam dzieckiem, to mieliśmy psa w typie ONka, który regularnie doganiał zające i sobie na nie polował bez trudu większego :twisted: _______________ *dokładniej kotek podzielony na główkę i resztę... :( |
Quote:
Oby jak najmniej... Pozdrawiam ;) |
"Świetnie", jeśli chodzi o jeden punkt widzenia -spojrzenie z "jednej strony".
Jest jednak drugi punkt widzenia. ;) Mam przyjemność znać osobiście Osobę, która widząc instynkt łowiecki swoich wilczaków podjęła się ciężkiego wyzwania, jakim jest praca z psem /dorosłym!/. I nie ma zmiłuj -chodzą jak Opiekun nakazuje. Ale i tak jest stała obserwacja psów, bo nigdy nic nie wiadomo. Patrząc na Lailę i jej wyczekiwanie przy płocie /a za nim są 2 kozy/ mam wrażenie, że ona jest zafascynowana tym uczuciem zwycięstwa, gdy się wyczuwa strach ofiary, gdy się czuje przerażony łomot jej serca, smak potu na skórze i gorącej jeszcze krwi.... To widać w jej oczach i skupieniu.... I z jednej strony jestem na nią zła, a z drugiej strony zafascynowana.... :? To trudno "ubrać" w słowa.... Póki jeszcze jest czas, warto pracować z psem. Z wilczakiem będzie to praca dłuższa, wymagająca absolutnej konsekwencji i .... kilogramów smaczków ... :lol: Predator, nie poddawaj się! ;) /sercem i duszą "trzymam za Was kciuki"! :p/ Nie każde nasze lenistwo* da się zwalić na instynkt psa... ;) .... *-tak, jak ja to robię 8), bo zwalam wiele kwestii na "dopust boży"... :twisted: |
Z doświadczenia mogę powiedzieć, że wilczak jest do upilnowania nawet w lesie; pod warunkiem że jest sam bez innego psiego towarzystwa. ;)
My nie tolerujemy polowań i nie chcemy (łatwo) się pogodzić z tą pasją wilczakową... zatem łatwo nie mamy. Na szczęście Łowca jest ekonomiczny i energooszczędny i bardzo też pilnuje swojego stada; nawet jeśli poleci za tropem, bardzo szybko odpuszcza, podobnie w przypadku gdy poleci za zwierzyną (do czego staramy się nie dopuszczać, ale czasem się to niestety zdarza - choćby na Muchowcu jest mnóstwo zajęcy). Wygląda to tak, że robi "skok w bok"; trochę pobiegnie, potem przez jakiś czas biegnie równolegle z nami; on lasem, a my ścieżką, a potem zaraz jest przy nas. Natomiast nie mam wątpliwości, że w towarzystwie innego psa wytworzyłaby się bardzo... owocna współpraca... Co ciekawe ostatnio dwa razy upolował mysz, ale jak zawołaliśmy (z odległości) "puść!" i zaczęliśmy uciekać; puścił i pognał za nami. :D |
To nasze marzenie:
http://www.dogs.pl/85/przyjazn_nie_wybiera.html A jest jak jest.....:roll: Więc pozostaje PRACA..... /czyli w przenośni: "krew, pot i łzy"/ :lol: |
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
Z tego co widzę, Łowca nie bardzo wie, co z nią... "zrobić". Zatem albo jeszcze ten łańcuch łowiecki nie jest tak całkowicie do końca wykształcony, albo myszy są... niesmaczne. :D PS Wilczaki nie lubią być... ośmieszane; wobec tego być może pytanie w stylu "głupi jesteś" jest całkiem dobrym rozwiązaniem. :D |
Nasza Mała ostatnio biegnąc od niechcenia złapała żywą mysz...i taką żywą również połknęła od razu....:shock:
Ale najwidoczniej nie była jakaś szczególna, bo parę godizn póżniej ją oddała światu...Mysz przygody nie przeżyła:roll: |
Quote:
U mnie sama Basta w lesie za sarną pogoni i to z mordem w oczach, oczywiście... ale szybko orientuje się, że stado za nią nie biegnie, więc wraca do nas, bo dla niej oddalenie się od stada to najgorszy koszmar. Jak są we dwójkę z Łatim, to jeszcze nie jest tak źle, bo Łati pilnuje się Basty, Basta nas... i też wracają po kilkuset metrach pogoni. Ale jak są już trzy psy, a w tym pies z instynktem beagla, to niestety nie jest już tak pięknie. Nitka wpada w szał i niemożliwością jest jej odwołanie, bo wszystkie zmysły poza węchem jej się wyłączają. Basta z Łatim reagują różnie - jak trop jest kiepski, to gonią chwilę i wracają do nas, ale jeśli trop jest świeższy, to niestety wybierają "nitkową" część stada i cała trójka leci polować :evil: Dlatego Nitusia ma teraz bana na bieganie luzem po lesie, niestety. Mam ogromną nadzieję, że wilczak będzie działał podobnie do Basty - gdzie instynkt łowiecki będzie może i mocny, ale ten stadny będzie jednak mocniejszy... :roll: |
Jedyna ofiara Seksika byla jaskółka, zlapana przez szczeniaka na smyczy w locie :shock:.
To, ze Sexy ma tak slabiutki instynkt mysliwski odbieram jako wielki dar! Beagle znow dal mi ostatnio to docenic :roll: |
Quote:
|
trzy wilczaki wrocily najpozniej po minucie, a beagla trzeba bylo ganiac po lesie :( juz szukalam Gii z Malzonkiem by ich prosic o poczekanie na beagla a ja w tym czasie pojechalabym po cieple ciuchy, spiwor i cos na komary by uprzyjemnic sobie majowa noc w lesie :x ale 8 lat i 5 kg nadwagi spowodowaly ze beaglu spasowal i wrócił :evil:
|
Ja pragnę tylko powiedzieć, że to, że pies biegnie za zwierzyną krótko i zaraz wraca może i tak doprowadzić do śmierci niewinnej sarny/jelonka/ bażanta czy innego czegoś.
Astarte nigdy nie odbiega ode mnie daleko- więc zafundowała mi National Geographic na żywo. Nie polecam. To, że nie odbiega daleko nie jest żadnym argumentem. W lesie albo długa smycz albo tylko tam gdzie nie ma zwierzyny lub kaganiec. W innym przypadku to, ze nasz pies zagryzie jakies zwierze jest tylko i wyłącznie NASZĄ winą. |
Quote:
Ale za to po tej przygodzie w nowym terenie nie odchodzi od nas dalej niż na 15 metrów;) |
Quote:
Dla mnie pogoń za zwierzyną nigdy nie jest smieszna, więc staram się ćwiczyć odwołanie. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale staramy się dojść do upragnionego celu. Nitka jest teraz na smyczy w lesie zawsze...bo to ona wprowadza pierwiastek "chaosu" i sprawia, że WSZYSTKIE psy przestają słuchać. Basta z Łatim są w miarę ogarnięci, bo pogoń trwa zwykle nie więcej niż 10 sekund (czyli wspomniane już wcześniej kilkadziesiąt - kilkaset metrów). Potem udają się odwołać... chociaż nie ukrywam, że są lepsze i gorsze dni. Wszystko zależy od Basty, bo suka przecież humorki musi mieć i są dni, że słuchamy, a są dni, że głuchniemy i mamy minę wesołego idioty... |
....
Co do polowania.... Trunksia, wszystko zależy od warunków, w jakich żyjesz. Moje psy głodne nie chodzą -nie muszą sobie znajdować pożywienia /po za tym zbyt ciepłe nie jest zdrowe :P/ , ale lubią polatać i poczuć wiatr we włosach. Mieszkając w okolicach pól i lasów nie uchronisz się przed pewnymi sytuacjami -nie ma szans! Dyskusja mogłaby się rozwlec, jak flaki, a nie oto chodzi. Powiem tyle: problem nie leży w mojej winie -kontrola w miarę jest. Problem jest globalny: myśliwi, którzy poza zgłoszeniami puszczają swoje psy luzem i odławiają trofea wg własnego kaprysu, włóczęgostwo psów bezpańskich lub olewanych przez właścicieli. Porównaj szkody: moje psy nie zabijające dla zabawy /sporadycznie; mamy na sumieniu 2kozy, królika, kota, trochę ptaków, parę kretów i nornic/ i tamte psy zabijające z głodu i dla kaprysu właścicieli. Zobacz naturę kota: potrafi namiętnie bawić się dogorywającym ptakiem/myszą/kretem/ powoli wypatroszając go -zwierzak umiera w potwornych męczarniach. Czy mam kota nie puszczać na dwór? Pies ma instynkt i koniec -z tego że zadusi kurę, nie będę się spowiadać. Najwyżej oddam kasę właścielowi drobiu za zewłok. Moja wina będzie, jeśli nie będę się starała i mówiła: "cóż-życie-z tym nie zawalczę". Tylko łajdak będzie świadomie zaniedbywał pewne kwestie wychowawcze i ze stoicyzmem patrzył na kolejne zabijane zwierzęta. Każdy z nas się stara, ale jest jeszcze charakter psa.... jego instynkty. Mogę uczyć do bólu, a ten i tak potrafi swoje zrobić...szczególnie, gdy ma "dzień głuchoty"... Nie będę popadać w moralniaka, bo mój pies idący na siusiu przepłoszył skowronka, a ten się przestraszył i odwalił kitę. Nie będę chodzić z psami na linach -to dopiero jest wg mnie pure nonsense!!! Idę po polach i ciągam psy na linach /na pięciu linach!/. Co innego w miastach -miastowi maja inną mentalność. Ale też czasem dziwnie elastyczną. Czy wszyscy miastowi jadąc do lasu targają psa na lince po bezdrożach? Właśnie te miastowe psy nie obyte z naturą potrafią nieźle zaszaleć -nowe zapachy kręcą. Moje psy bardziej lub mniej olewają "zapachy natury", bo mają to na co dzień. Dla "miastowych", to nowum, "intryga". Ile razy widziałam scenkę: niech sobie piesio pobiega, u nas tego nie ma.... i tylko widać trzepot piór i tańczącą trawę przed galopującym pieskiem. Ile wtedy małych serc pęka... Myślisz, że kaganiec coś da? Tylko nie dojdzie do zagryzienia. Ale wilczak ze swoją wytrwałością potrafi całkiem spore zwierzę zamęczyć osaczając je, a kagańcem rozwali jajka w gnieździe... Nie obwiniaj w całokształcie właścicieli. Tu jest zbyt wiele odcieni szarości...;-) ... Beagle, to "specyfika gatunku".... Znałam jednego, który ze złości na opiekuna /facet chodził do pracy, a psu się to nie podobało/ zniszczył "do imentu" całe schody. Wredna była bestyjka. I charakterna....:twisted: ... NASZĄ WINĄ jest głód w Afryce -mam się z tego powodu na smutno zapić na śmierć? 8) ... |
Ja uważam, że właściciel jest odpowiedzialny za swojego psa. I masz rację- nad instynktem nie zapanujesz. Więc jedyne co zostaje to zapobiegać. I tu nie chodzi o to kto zabija więcej. Czy bezpańskie czy moje. Myśliwi na polowaniu czy kłusownik na "własne potrzeby".
Jeżeli Twoje sumienie czuje się okej z tym, że Twoje psy czasem sobie coś zagryzą to Twoja sprawa. Ale ja po zabiciu sarny na moich oczach przez Astę wiem jedno- że zrobię wszystko by do tego nie dopuścić ponownie. I zaznaczam, że mój pies nie jest głodzony i nie był zainteresowany konsumpcją. Tak- puszczam Astę jeśli wiem że na danym terenie nie ma zwierzyny ( Ty mieszkając przy lasach wiesz pewno gdzie zapuszczają się sarny, gdzie nory mają zające i o jakich godzinach wychodzą na żer). Tak- jeśli wiem, że jest zwierzyna idę z psem na smyczy. Dogtrekking nie boli. Tak- puszczam Aste w kagańcu jeśli spodziewam się zwierzyny na danym terenie bo wiem, że jej nie zamorzy, bo nie oddala się ode mnie. Tak- nie puszczam Asty w okresie lęgowym w terenach gdzie są gniazda. Nie popadam w paranoję- Asta namiętnie goni kaczki czy wiewiórki w parku (ale wiem, że dla niej to nie zwierzyna łowna bo nie chce ich dogonić- specjalnie zwalnia jak się do nich zbliża i czeka aż wystartują). I nie boję się, że wyżej wymienione umrą na zawał- kto wie- może nawet im się przyda trochę ruchu bo tak to nic tylko jedzą co im ludzie dają i grubną ;) |
Moje sumienie MUSIAŁO się w pewnym stopniu dostosować do "okoliczności przyrody". Za płotem mam sarny, dziki i wilki w zimie rozszarpujące na naszych oczach inne zwierzęta. Za płotem dookoła pola i nory i gniazda. Zazdraszczam, że wiesz, gdzie w Twojej okolicy leśnej są zwierzęta, a gdzie ich nie ma -u mnie są wszędzie. A jak nie dzik, to wałęsające się luzacko krowy/owce/drób sąsiadów. Tak na prawdę to pozostaje mi chodzić tylko PO drogach z psami na smyczach /są tereny -jak u mnie- gdzie pola za płotem to już tereny łowieckie i w łeb daje mi prawo łowieckie/ -nie mogą nawet przejść przez rowy przy drodze /tak stanowi prawo :p/.
Każdy robi co może by zapobiegać, ale uważam, że pies musi się wybiegać. Nie będę chodzić na luźne spacery w zależności od pory lęgowej ptactwa czy okresów godowych borsuków -psom tego nie wytłumaczę -one nie dostosują swoich potrzeb do kalendarza. Mogę jedynie mieć na spacerze "oczy dookoła głowy" i starać się. W przypadku naszych psów wydaje mi się /i po tym co napisałaś o swojej dziewczynce/, że "nie o to chodzi by złapać króliczka, ale by gonić go". Jesteś przeczulona, bo widok "zarzynanej" sarny zębami swojej burej musi być rzeczywiście szokujący... ja zaczęłam kontrolować i pilnować po mającym u nas na terenie norkę zajączku...I Ty i ja musimy już zawsze pilnować swoich psów, bo ten instynkt właśnie. ... Trunksia, ja Ci dobrze radzę: nie mów o tej sarnie publicznie /i to jeszcze na forum/ -to oficjalne założenie sobie "prawnego stryczka" -kto wie, kto to przeczyta...;-) My z królilasa się wytłumaczymy, Ty z płowacizny raczej nie...:lol: ... |
Hmmm... Nie bardzo rozumie jak można sobie przestawić sumienie i je dopasować do warunków otaczających. Ja ze swoim tak nie potrafię.
I nie powiem, że brakuje mi widoku mojego psa hasającego po lesie z wiatrem w futrze. Ale nie mogę uznać, że moje szczęście i szczęście mojego psa jest ważniejsze niż życie innych zwierząt. I to w dodatku prawowitych mieszkańców terenów w których i ja i Aszczu jesteśmy tylko gośćmi. Pisząc o sarnie chcę tylko przestrzec innych. Mnie ludzie usilnie mówili, że pojedynczy pies nie ma szans dogonić dorosłej sarny. A jak się okazuje- ma. I to w tempie ekspresowym, bo wszystko nie trwało nawet 30 sekund. I chciałabym żeby każdy sobie z tego zdawał sprawę. Że nasze niuniusie to nie zawsze niuniusie. I nie dowiemy się tego do czasu... Tylko czy chcemy się tego dowiadywać? |
Quote:
Jakże się myliłam! Okazuje się, że u nas wystarczy wyjść w okolicę ogromnego centrum handlowego, czy po prostu do parku na spacer żeby spotkać sarny. O dzikach to już nawet nie wspominam, bo te są wręcz legendarne w okolicach Ligoty. Ludzie robią im zdjęcia z okien domów. Tam gdzie chodzimy z Łowcą na spacery, znajduje się największa (chyba) w Europie ostoja danieli (wstęp jest wolny dla wszystkich). Tak się właśnie porobiło, że urbanizacja stale zmniejsza siedliska zwierząt, zmuszając je tym sam do koegzystowania z cywilizacją, w efekcie czego tu są bardziej "zagęszczone" i o wiele częściej się je spotyka niż tam, gdzie mogą żyć nie tak "ścieśnione". I zgadzam się też z Magdą, że chodząc często po lasach, poznając zwyczaje i zachowanie zwierząt, dość szybko można się nauczyć, kiedy i gdzie są większe szanse spotkania z nimi, a o jakiej porze dnia i przy jakiej pogodzie można psa spokojnie puścić. Uczymy się też zachowania psa; stopniowa coraz łatwiej jest przewidzieć, co się za chwilę stanie, łatwiej zareagować. I tak; uważam, że jak najbardziej powinniśmy, a nawet mamy obowiązek dostosować swoje zwyczaje spacerowe do zwyczajów zwierząt, ich pór lęgowych, żerowania itp, bo to my tam jesteśmy gośćmi, a nie na odwrót. No chyba, że reprezentujemy tak częsty pogląd, że mnie człowiekowi- władcy uniwersum wolno wszystko... Szczerze mówiąc nie wiem, jak bym postępowała mając 5 psów i mieszkając w takim miejscu jak Puchatek, nie zamierzam więc tutaj mówić: "uważam że powinnaś postępować tak a tak, a tak Ci nie wolno", ale faktem też jest, że nieraz będąc w miejscach wakacyjnych, odnosiłam wrażenie, że bardziej się staramy niż "miejscowi"; my po prostu te lasy i przyrodę kochamy miłością... platoniczną, a oni to traktują w sposób bardziej... utylitarny. :D (znów; nie piję tu do konkretnych osób). Wspomniałaś też o kocie; pytałaś czy masz go nie wypuszczać. W sumie to kolejny ciekawy i (chyba) drażliwy temat do dyskusji; bo o ile jeszcze w przypadku psów jakaś tam świadomość jest, a przynajmniej są starania aby była, o tyle temat kotów praktycznie nie istnieje, a przecież kot w lesie to szkodnik nieprzeciętny, każdy leśniczy to chyba powie. Ludzie na wsiach pozwalają się "swoim" kotom żyjącym na pół dziko mnożyć bez opamiętania, a potem już karmić za bardzo to nie, bo "ma se myszy" nałowić... |
Ja mam mieszane uczucia w tym temacie. Od kilku lat próbuję jasno postawić się po jednej stronie barykady, ale nie potrafię. Nadal wypracowuję swój swiatopogląd na temat spacerowania z psami po lesie.
Z jednej strony szczerze kocham las i chciałabym jak najmniej w ten las ingerować i jak najmniej przeszkadzać żyjącym tam zwierzętom. Z drugiej strony kocham po tym lesie spacerować... z psami. Nie umiem jednoznacznie opowiedzieć się po jednej ze stron, więc wyznaję zasadę złotego środka i zdrowego rozsądku. Jak wiem, że pies wpada w lesie w amok, to chodzi na smyczy (Nitka). Ale wiem również, że Basta i Lati nigdy nic w lesie nie upolowali i nie mają raczej duzych szans, bo do cichutkich te ich pogonie nie należą. Wiem również po kilku latach przeżytych z tymi psami, że nie biegną za zwierzyną do upadłego - najbardziej bawi ich sam fakt wypłoszenia z krzaków jakiegoś zwierzaczka. Zwierzęta się stresują owszem, nie powiem, żebym miała z tego ubaw... jednak z drugiej strony taka adrenalina to w naturze norma. Co więcej - zdrowa norma. Dlatego wiem, że do lasu z nimi mogę iść i często bardziej boję się o psy, niż o zwierzynę (sarna, czy dzik mogą zrobić niemałą krzywdę w końcu...) Jak wiem, że akurat są młode, to ograniczam do minimum, nie wchodzę w las tak głęboko, albo idę w inne miejsce, gdzie las jest mniejszy - tam z kolei bażanty i kuropatwy. I chodzę sobie tak z psami po lesie od kilkunastu lat... bo trochę nie mam innego wyjścia. Mieszkam w miejscu, gdzie dookoła jest las. W Skarżysku nie ma parków, a tym bardziej parków dla psów, czy parków, gdzie ktokolwiek by swojego psa puszczał. Nie ma miejsca, gdzie można legalnie wyprowadzić psa na spacer i spuścić go ze smyczy. Mają siedzieć całe życie na podwórku i cieszyć się wolnością tylko wtedy, kiedy uda im się uciec? To ja już wolę iść razem z nimi do tego lasu i przynajmnej widzieć co robią - zawsze to jakaś kontrola. I odnoszę wrażenie (mam nadzieję, że słuszne), że my z psami robimy w tym lesie dużo mniej zamieszania, niż cymbał, który w niedzielę jedzie "zażywać natury" na quadzie, albo crossie. |
Człowiek w "trudnych do życia warunkach" twardnieje. Byłam miastowa i miałam sumienie miastowe /nawet udawałam, że tęczowa szynka z marketa nie jest ze świni a jeśli,nie daj Boże!, już -to humanitarnie zabijanej/ -gdy stykasz się z naturą w jej prawdziwym kształcie otwierają Ci się oczy, że może Twoje spojrzenie na świat nie jest jedyną prawdą objawioną. Ja taki moment miałam, gdy na moich oczach wiejski smark 6-7-letni skręcił kark małemu gołąbkowi, bo "tatul powiedzieli", że z niego nic nie będzie... Nie wiem jak inni by zareagowali, ale ja wtedy miałam realne wspomnienie śniadania między zębami...Nie wiem czemu /;-)/, ale do tej pory tych ludzi nie lubię, chociaż nic mi złego nie zrobili...
Magda, jest takie dziwne słowo >Wolność< -ja na dzień dzisiejszy właśnie to pojęcie uosabiam /i nie jestem ewenementem -wielu miastowych*, którzy uciekli z miasta wiedzą o czym piszę/. Ale "wolność" nie w tym kształcie przeinterpretowywanym chętnie przez innych na swoje egoistyczne potrzeby... Nie samowola, nie egoizm, nie "róbta co chceta", nie "jakim mnie Panie Boże stworzyłeś, takim mnie masz"... Jest jeszcze inne znaczenie tego słowa.... Błagam! Nie mów o prawowitych mieszkańcach tych ziem, tych ostoi, "tych pagórków leśnych i tych łąk zielonych".....Ja się cieszę, że moje niuniusie, to nie niuniusie -mam psa z genami wilka, nie yorka z chowu klatkowego. Wiem, na co go stać -staram się być ostrożna, ale nie spętam go w okowy przepisów i zasad humanitaryzmu. ... *-ja nas nazywam "szczury uciekające z tonącego okrętu".... szczur to mądre zwierzę... .... Grin, masz wiele racji w swoich słowach /zgłębię je później -zaraz muszę lecieć/. Co do kotów, to łajzy są sto razy większe od psów. Naszą łajzę wysterylizowaliśmy na "dzień dobry", karmimy /mimo, że stodołowa i "na" myszy/ na max-a a i tak łowi....Grin, my mieszkający na wsi a będący z miasta bardziej się staramy niż "autochtony" -im to dopiero wisi.... :p |
Polowanie jest częścią natury tego wilko-psa. Ważne by korygować, ale ważne też by rozumieć naturę. My zawsze i za wszelką cenę chcemy psa nauczyć nas /tu widzę "ludzkie macho"/. My uprawiamy jakiś sport -on też ma, my lubimy to czy tamto -on też ma to polubić. Ciągle my, my i my..... My zmieniamy partnerów jak rękawiczki -on ma się do każdego nowego łasić, my jaramy w aucie -on ma jeździć i to akceptować, my lubimy wystawy -on ma też lubić. Znowu my, my, my..... A dlaczego nie chcemy iść na kompromisy... Pewnie, że zwierzę nam nie powie, co lubi i co chce, a nam to na rękę: my bardzo lubimy podejmować decyzje i mówić: "mój pies bardzo to lubi".... A może lubi coś jeszcze? A może ma swoje atawizmy i pragnienia..... Ale to my mu narzucamy, my-pany wszechświata....
Magda, przypomnij sobie wzrok Aszczu gdy załatwiała tę sarnę.... moralniaka złapała chyba dopiero wtedy, gdy zareagowałaś. Jej zachowanie było silniejsze od wpojonych zasad -ona musiała to zrobić. To dla nas wyglądało to krwawo, dla nas -cywilizowanych ludzi, dla niej to było normalne zachowanie.... Nie jestem za tym, by dawać rozgrzeszenie każdemu takiemu czynowi, ale chcę patrzeć na sprawę z dystansu analizując różne aspekty "problemu". Nie chcę wchodzić w dywagacje o anektowaniu kolejnych "terenów zielonych". Temat jest obszerny, zaraz się zmutuje, a poza tym wyrosłam już z czasów "make love not war or children"... ;-) Nie podejmę tematu bycia gościem w lesie -mieszkam w II strefie ochronnej Śniardw -Światowego Parku Biosfery i to ja się dostosowałam do życia i warunków /w odróżnieniu od chłopków, dla których ich własny teren jest często miejscem utylizacji/. To mnie szlag trafia, gdy "stonka" zostawia tony syfu w miejscach lęgowych, pali ogniska w miejscach żerowania, rozpiżdża quadami/cross-ami drogi w rezerwatach i kupuje ryby od kłusowników. Ja staram się naturę zrozumieć i nic jej nie narzucam. I nawet wolę to "frisbee-macabre" /gdy mój pies jest sobą/ od jego wyćwiczonego błaznowania przed sędziami /którzy, nota bene, często nawet się na rasie nie znają/. Mój pies chce w lecie spać na dworze -niech śpi, chce się wytarzać w końskim łajnie -mnie mdli ale niunia jest cholernie szczęśliwa, dostaje głupawki i szaleje debilnie w czasie deszczu -niech się cieszy, najwyżej będzie musiała się osuszyć przed wejściem do łóżka, załatwi jaskółkę czy królika -to też jej natura. Nie stymuluję, nie ukierunkowuję, kontroluję i staram się korygować, ale nie dlatego, że to złe czy że jestem "gościem", ale dlatego, że nie musi zdobywać pokarmu i dlatego że "nie dała im życia, nie powinna odbierać". Bardziej się zżymam na istnienie takich miejsc jak ZOO czy cyrk niż na rozerwanie przez psa wydry czy kury -ot, spojrzenie na sprawę z innej "perspektywy"...:p I ja też nie "piję" do kogokolwiek -przedstawiam swój punkt widzenia, jak to w dyskusji... ;-) .... |
Astarte była przede wszystkim zdziwiona. Sama nie wiedziała co się dzieje czy co się stało. Nie czuję potrzeby robienia wnikliwej psychoanalizy czy czuła się wtedy "bliżej natury" czy też bała się, że zabiorę jej łup i dlatego próbowała uciec targając truchło ze sobą. Wiem tylko, ze ta śmierć była zupełnie niepotrzebna i że to była MOJA wina.
Nie była to wina Aszczu i jej dzikiego instynktu tylko właśnie moja bo to ja jej nie dopilnowałam. I powiem brzydko- gówno mnie to obchodzi czy jej się podobało czy nie. Gówno mnie obchodzi czy ona to lubi czy nie. Dokładnie tyle samo mnie obchodzi czy lubi się rzucać do innych suk, lizać obce dzieci czy skakać po znajomych. Są pewne normy których musi przestrzegać. Dla mnie do tych norm należy też nie zagryzanie zwierząt. Bo tak jak mówisz "wolność". Ale wolność kończy się tam gdzie zaczyna wolność innych. W tym wypadku zwierzyny. Astarte uwielbia brodzić w naszej rzece, uwielbia brodzić w błocie. Może to robić do woli, nawet jeśli kosztuje mnie to zmianę pościeli w łóżku. To jest cena jej zadowolenia którą jestem w stanie płacić (i płacę dość często). Ale życia innego stworzenia nie jestem w stanie spłacić. I myślę kochany Puchatku, że czas zakończyć tą dyskusję :) Bo można tak do rana a i dłużej, a to niczego nie zmieni. Bo jak widzę to kwestia indywidualna sumienia. Bo na tereny prawne wchodzić nie będziemy, bo u nas jak wiadomo prawo kulawe. Choć z drugiej strony może to nauczy co poniektórych, że można dyskutować nie obrzucając się błotem, wjeżdżając w tereny osobiste bez zachowania kultury i smaku:rock_3 PS. Zapomniałam dodać, że nie lubię zmieniać pościeli ;) |
Quote:
/A Astkę właśnie jeszcze bardziej lubię za to >zdziwienie< -ma dzieweczka swoje wilcze geny.... :twisted: / ...P.S. Ja też nie, ale to z serii "wola boska i skrzypce"... |
Quote:
I potraktuj to jak groźbę! Karalną! :twisted::lol::lol::lol::lol: |
Oki, oki :lol::lol::lol: Ze mną, jak z dzieckiem.... ;-)
... Wiem, że "balansuję na granicy", ale nie mogę się oprzeć.... nie poleciałaś za nią, bo Ci się nie chciało.... :lol::lol::lol: JUŻ MILCZĘ! :stupido |
Quote:
A to wyjaśnienie tego cacuszka japońskiego, gdyby ktoś nie wiedział: http://www.youtube.com/watch?v=DkxB8JWa4H8 |
Pozdrawiamy Małżonka! :lol: Niby Śląsk, a bardzo "swój".... ;-)
... I tak na przyszłość: sarnina to niezłe mięso.... tylko trzeba umieć je przyrządzić.... :twisted: ... Dobra, spadam -czas wyjąć ciacho z piecyka... nie ma to jak ciepłe niezdrowe ciasto "po nocy"... :lol::lol::lol: ... "Limo" pany! |
Quote:
Dobra, kończmy bo Off już mega zrobiony :D |
Ojej... jakbym przypuszczał że takie długie posty będziecie pisać to bym chyba nie zakładał tematu... ;)
Podstawowym powodem jest niemanie ciasta ;) Dobranoc... bez ciasta. |
Quote:
|
All times are GMT +2. The time now is 00:03. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.1
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
(c) Wolfdog.org