Joanna mnie obskubie, ale... trudno...
DEWI
czyli moja subiektywna ocena Dewinii
Ta suczka to cała słodycz. Jest całkiem inna, niż się wydaje słysząc określenie Ciemne Zło. Ja tak podejrzewałam, gdy zobaczyłam serię zdjęć z końskiego obozu, na który się dziewczyny wybrały w lipcu. A teraz

mam pewność, że to zwycajnie królewna. Delikatna, wrażliwa i gotowa na współpracę.
Przywitania nie było, bo nie witam się z psem, którego nie znam, no chyba, że on bardzo tego wymaga. Przywitanie jest tym najbardziej drażliwym momentem podczas zapoznania z psem. Potem było tez całkiem prawidłowo, ponieważ poszliśmy na spacer. Tam na początku wkręciłam nogę Dewi w smycz, żeby Wufi nie miał problemu jej dogonić

a potem suka biegała tylko z prędkością wiatru, dając Wufkowi fory, więc wszystko było w porzo.
Bardzo ucieszyło mnie pełne klasy przemawianie Joanny do rozsądku suczy. Cały czas się to odbywało na luźnej smyczy - takie coś widać wyraźnie w momentach krytycznych - albo się to ma, albo... się smycz ściąga. Te przemowy były w stylu: No tak, a teraz głupaweczka położy głowę tego psa na miejsce i zostanie przy zdrowych zmysłach. Oczywiście Joanna nie użyła ani jednego z cytowanych tu wyrazów, ale oddają one ducha walki, jaką staczają ze sobą dziewczyny, gdy buzują emocje. Naprawdę duża klasa. Całkiem podobnie jak u Danusi (od Eurysia). Się dziewczynom udało wypracować imponujący system porozumiewania. Bez złości na psa, za to, że robi, to co pies robi ;o))))) Za to z dużą skutecznością (już teraz) i wspaniałym efektem (na przyszłość). Dziewczyny, trzymam za was kciuki!
Odwaga i nieodpuszczanie - te cechy mnie zdziwiły, a były bardziej właściwe Joasi niż Dewisi. Na przykład pod koniec dnia, którego zmorą (jak sądzę nie tylko dla J+D) była obrona albo uczenie obrony inaczej - przez szarpanie ze szmatę, dziewczyny nie odpuściły. I proszę - nauczyły się.
Na koniec opiszę prawdziwą perłę - zachowanie J+D podczas bonitacji (oczywiście większość uczestników pomiarów spisała się na piątkę z plusem

). W roztapiającym upale, po wielogodzinnym leżeniu na trawie (niektórzy) i w pełnym słońcu (inni) psy i ludzie mieli na oko dość. Może nie mam racji, ale jak wspomniałam i ta i inne oceny są moimi subiektywnymi. Na ring weszła Joanna i zapytała, czy ma sens bonitować Dewi, która kuleje. OK, powiedział Dora, zawsze można poprawić. Suka była podenerwowana a może po prostu obolała. Widać było w każdym razie, że Dewi staje na ringu, gdzie ktoś chce od niej czegoś, troche wbrew sobie. I tu właśnie pokazały tę klasę - porozumienia, o jakim wspominałam. Joanna przełożyła "jakoś" na język znany jej suce jasny komunikat. Jest kontrakt do wykonania. Nie umrzesz na tym słońcu, ani na tym ringu. Nic się nie dzieje. Podnieś tę łapę. [Tu oczywiście też słowa były nie te]. Dewi wzięła się w garść i wytrzymała. A gdy przyszło do przejścia i przebiegnięcia, nie było wątpliwości, że ta nerwówka, ciągłe wpadanie niedoświadxzonych właścicieli jednych psów na inne, w warunkach, gdy wokół pełno zapachów suk z cieczką, gdzie nie ma psów dostatecznie wybieganych i zrelaksowanych dało w efekcie jakieś niepotrzebne spięcie i kontuzję suki przed bonitacją.
Tyle relacji na razie. Może byście dodali jakieś swoje komentarze, albo chociaż linki do albumów ze zdjęciami?
maria i wufi