Co do stresu to teraz nie jest źle. Najgorsze były godziny gdy nie wiedziałam gdzie jest pies, a potem co mu jest. Ciężko było gdy dwie osoby próbowały utrzymac szczeniaka, który gdyby tylko mógł użyłby zębów. Nie mam zdjęc z tamtego okresu (świadomie, by nie pamiętac) lecz pies wygolony od połowy do zera, z blizną, odleżyną i gulką na grzbiecie (powstała na bliźnie, najprawdopodobniej, częśc materiału użyta przy operacji nie została "przyjęta") to było ciężkie. W porównaniu do tego co było, aktualne problemy to nic. Sterylizacja mnie nie przeraża. W tej chwili Freyr jednak zajmuje już tak wysokie miejsca, tak glęboko jest to zakorzenione, że trudno przestac o niej myślec. Może to przez poczucie winy, że coś można było zrobic, by temu zapobiec...
Co do weterynarzy to jeszcze porozmawiamy i będziemy się konsultowac, tym bardziej, że jutro kolejny wyjazd do Legnicy.
|