No to niejako sprawiedliwosci stalo sie zadosc (kara za szyderczy zarcik z Ani

) i od 3 godzin mam tzw hiszpanski bucik na kolejne 3-4 tyg
Opisze tylko w skrocie co i jak wygladalo, bo w sumie to sie ciesze ze nie bylo nikogo z aparatem (nie daj bog z kamera!!). Spacerek na pola mokotowskie, pusciutenko zywej duszy, no to ganiamy - patyki kamyki cokolwiek byle by latalo i dalo sie zlapac, ubaw przedni a bura w eufori. W koncu przyszedl czas na berka

Uciekam uciekam, ale nagle nie slysze tego typowego tupotu maly stop za soba, wiec mysle zerkne przez ramie czy glupek pedzi, czy moze jak zwykle cos ja zastopowalo (ptaszek, blotko, cokolwiek interesujacego). Glowa + czesc tulowia wedruje przez ramie, i w jednej sekundzie moja lewa noga leeeeeci ku niebiosom, za nia tylow, a niestety prawa stopa zostala w uslizgu na ziemi - grawitacja wykonczyla reszte wyczynu

. Po tym jak uslyszalem trzask, pozbieralem sie i widzac predkosc puchniecia moje kostki wiedzialem ze jest niefajnie, co wazniejsze zaraz obok byla juz moja bura sanitariuszka, ktora chyba z grymasu wyczytala czym to pachnie, dala sie odrazu zapiac i pedem do domu. Wyczyn zakonczyl sie pozbawieniem torebki stawowej i zerwaniem wiezadel strzalkowych, a bucik mam sliczny niebieski

i dopisuje nam do listy mojego kulasa.