Dzisiaj zafundowalismy maluchom szokujacy dzien. Tzn mial taki byc. Rano odkurzanie w "norze". Jedyna reakcja bylo to, ze Callisto przewrocila sie z boku na bok, bo ile mozna spac w tej samej pozycji. Zreszta odkurzacz ma i tak milszy dzwiek niz bigbity Przemka...
Kolo poludnia wielki szok w domu, szczekajace i biegajace psy, przygotowania. Zaraz potem wpadla do domu grupka spiewajacych ludzi. Troche im koledy nie wyszly, bo Burym udalo sie ich zagluszyc wyciem.

Wraz z nimi przyszedl ksiadz po koledzie. Po ich wyjsciu troche trwalo, zanim Bure skontrolowaly wszystkie zapachy w domu.
Po wszystkim kolo domu zaparkowalo auto i do bandy dwoch dwunogow i pieciu czworonogow dolaczylo jeszcze dwoch dwunogow. Mimo innego zapachu maluchom bylo to tez obojetne - przy takiej ilosci i takim zamieszaniu traci sie rachube i obojetne jest, ze ma sie wizyte i gosci. Male postanowily wszystko doslownie olac.

I poszly spac. Co nam pozostalo... Wzielismy bande i zobilismy spacer nad jeziorko. Tym razem nie rowerami, ale pieszo. W lesie jak zwykle szkolenie odwolania od pedzacych sarenek. Bolo ponownie zalatwil lisa na amen, bo obsikal mu nowe wyjscia. Biedny lis ... znow bedzie musial kopac na nowo...

Na miejscu - dzika radosc. Dla wilczaka nie ma znaczenia, ze woda w stawikach jest lodowata i szalaly jak glupie. Mlode beda mialy dzis Shake'i zamiast mleka...

Co do jeziorka to czekalo nas rozczarowanie, bo zniknelo. Ktos spuscil cala wode.... Ale co to dla Burych!!! Zabawa w czarnym szlamie - to jest dopiero to!!!! Najlepiej wygladala Belka, bo umazala sie az po brzuch - wygladala jak dama w czarnych rekawiczkach. Tak wiec trzeba bylo zrobic powtorke z plywania w zwirowni. Szlam sie zmyl, ale zapaszek pozostal...jutro pewnie zrobimy powtorke...