Na jednym z pierwszych spacerów z Lorą "napadła" na mnie starsza kobieta z oskarżeniem jakobym prowadziła na smyczy wilcze szczenię, wzięte z zoo. Pani ostrzegła, że jeśli jeszcze raz zobaczy mnie z wilkiem, zawiadomi straż miejską, policję i TOZ, bo miejsce dzikich zwierząt jest w zoo, a nie na ulicy i jest to dręczenie zwierząt. Próbowałam jej wytłumaczyć, że to pies z papierami itd., ale była głucha na argumenty. Uważała się za eksperta, bo jak powiedziała: prawie całe życie zawodowe przepracowała w zoo przy wilkach i hienach, widziała setki młodych i jest na 100% pewna, że to wilk.
W końcu, kiedy Lorka przypuściła do niej swoją "szarżę miłości" - dała się trochę udobruchać i stwierdziła, że widocznie sprzedawcy zwierzątka 'zrobili mnie w konia' (tj. w wilka

) i sprzedali młode ukradzione w zoo jako psa (mafia działa

), a ja, jak ta pierwsza naiwna dałam się nabrać i teraz będą same kłopoty.
Jak by na to nie patrzeć, to był wielki komplement dla hodowców!
