Sporo psów zmienia właścicieli, uzyskuje rodowody, pojawia się i znika z bazy danych, itd. i nikt się tym nie interesuje ani nie reaguje. Dlaczego? Bo są anonimowe albo słabo znane. W wypadku Wilka jest inaczej, co jakiś czas ktoś o niego pyta i interesuje się jego dalszym losem. Niestety, od razu wywołuje to reakcje nerwicowo-spiskowe (jakoby był to atak na ex-właścicielkę psa). Nie przypominam sobie, żeby Margo czy Przemek pytania o losy Botisa czy Camio traktowali jako atak na siebie, podobnie jak Wojtek pytania o losy Medi. Po prostu psy są znane, więc ludzie chcą wiedzieć jak im się wiedzie po zmianie domu.
Jeśli przeczyta się początek tego wątku, euforyczne zachwyty, egzaltowane deklaracje, przyrzeczenia i zobowiązania, wszystkie gratulacje i życzenia, po których nastąpiła długa cisza a następnie... informacja, że Wilk zmienił właściciela, to trudno się dziwić takim reakcjom, zwłaszcza u tych, którzy go poznali osobiście (jak Marzena).
Wilk nie jest anonimowym psem z bazy danych, tylko pieszczoszkiem forum WD - pięknym, pokrzywdzonym przez los, cudem uratowanym psem, któremu Shaluka zaoferowała ciepły kochający dom, który miał zostać jej "ukochanym bezpapierkiem". Psem, któremu właścicielka zrobiła wspaniały PR i któremu wiele osób gorąco kibicowało!!! Nic dziwnego więc, że teraz każda informacja o nim wzbudza zainteresowanie i ciekawość, a sprzeczność tych wieści z deklaracjami z wątku, np. że nikt nigdy nie będzie wyrabiał mu rodowodu, budzi podejrzenia. Mnie reakcja ludzi jakoś nie dziwi, (choć naturalnie nie znam do końca ich motywacji), bo pytań bez odpowiedzi jest sporo: skąd nagle pies znalazł się we włoskiej bazie danych? Dlaczego nazywa się Hamlet a nie Wilk? Co Alessio ma wspólnego z Wilkiem vel Hamletem? Jak emerytowany policjant ma się do Alessia i dlaczego nie zgadza się na umieszczenie aktualnej fotki psa na forum, choć ani jemu, ani psu nic by od tego nie ubyło, a mogłaby potwierdzić słowa ex-właścicielki? Może po prostu jedna ale
szczera i jednoznaczna odpowiedź załatwiłaby sprawę do końca?
Myślę, że cała ta historia jest dobrą nauczką dla wielu z nas -
jeśli ktoś nie życzy sobie, żeby inni wtrącali się do jego życia i do tego jak postępuje ze swoim psem, nie powinien "lansować" go w sieci, bo w ten sposób daje ludziom prawo do zadawania pytań i wyrażania opinii. 
Akcja zawsze rodzi reakcję i wypada brać odpowiedzialność za swoje słowa i czyny, choć naturalnie nie ma takiego obowiązku.
A na trudne pytania naprawdę lepiej szczerze i otwarcie odpowiedzieć, niż chować głowę w piasek i krzyczeć że biją.
