Nie chcę zakładać nowego tematu, więc dopiszę to tutaj.
Z drugiej strony gdyby Łowca inaczej podszedł do sprawy, to kto wie, czy wręcz nie wpasowałoby się to tutaj w 100 proc.

A o co chodzi? Chodzi o to, że ja na Muchowcu widziałam już naprawdę różnych przedstawicieli przyrody zarówno ożywionej, jak i nie; np. psy wszelkich ras i gabarytów, konie, ptactwo różnego rodzaju, zające a nawet dziki, ale w sobotę wieczorem przyszedł gościu z... kozą.

Koza była piękną i okazałą przedstawicielką swojego gatunku, miała szykowny dzwoneczek na czerwonej tasiemce i budzące szacunek różki i była całkowicie "spuszczona ze smyczy".
Pierwsze co mi przyszło na myśl, to to że my się tu dwoimy i troimy, żeby nauczyć naszych pupili chodzenia przy nodze itp., a tymczasem ona to robiła lepiej od najlepiej wyszkolonego owczarka i to bez komend.
Charakter też bardzo zrównoważony; na obszczekiwania Łowcy (który nota bene szczeka tylko wtedy gdy się boi, oraz wtedy gdy chce bezskutecznie zachęcić do zabawy naszego kota) reagowała prawdziwym stoickim spokojem.
Szkoda tylko że właściciel tego sympatycznego i pożytecznego zwierzaka nie był "pierwszej trzeźwości", a przede wszystkim szkoda, że nie mieliśmy przy sobie aparatu, żeby uwiecznić tę sceną. Lało niestety.