Dodam jeszcze, że na szkolenie nie brałam ze sobą surowego mięsa (pare razy tylko), bo to by było strasznie rozpraszające dla innych psów też, a poza tym mało wygodne, w kązdym bądź razie: na szkoleniu zawsze miałam smakołyki, które Varg mniej chętnie jadł, ale po pewnym czasie (jak już zrobił się więkrzy) to smakołyki dawaliśmy mu tylko w tych najmniej opanowanych rzeczach, czyli np. aport, i na szkoleniu wcale chętnie już ich nie jadł. Daje mu coś, on spojrzy na mnie i odwróci łęb w drugą stronę. Co innego w domu.
|