Zwracam się o pomoc do umysłów bardziej ode mnie światłych w temacie. Jak wygląda kwestia szczepionek wzmacniających i "bomb" witaminowych. Wilczaki mają w sobie silne geny wilka /tak też jest z rasami pierwotnymi/. Są one przez setki lat nie tknięte przez człowieka-poprawiacza. Ich organizmy są w związku z tym silniejsze niż u wielu ras "modyfikowanych" genetycznie. W bytówce mamy full składników, których żaden wilk przy zdrowych zmysłach nigdy by nie tknął. Dochodzą leki. OK -wiele z nich jest niezbędnych do życia psa. I wchodzimy w kwestię wzmacniaczy, poprawiaczy i para-leków. Są to często leki dopiero co stworzone przez przemysł. Brak klinicznych badań i statystyk, jak przez kilka lat wpływało to na organizm. My,ludzie -sru! Generalizując, faszerujemy się do granic możliwości wzmacniaczami i poprawiaczami nowej generacji. Nie myślimy o tym, jak będzie z naszymi genami za 50 lat. I często robimy to z naszymi zwierzętami. W naturze wygląda to inaczej: słabszy egzemplarz ginie i dzięki temu przekazywane są geny silniejsze. Chyba tak też powinna wyglądać hodowla. Nie tylko super wynik z bonitacji czy kolejny medal. Chyba powinno nam zależeć na dobru rasy za ileś dziesiątek lat. I starać się ograniczać tego typu składniki do niezbędnego minimum /lub stosować proste środki w miarę naturalne/...
Jeśli się mylę /co jest wielce prawdopodobne

/, będę wdzięczna za skorygowanie mojej opinii.