Muszę przyznać, że do końca tego systemu nie rozumiem, ale wydaje mi się, że w intencji chodzi o to, żeby właściciel miał szanse dostać takiego szczeniaczka, o jakiego mu chodzi, czyli teoretycznie tak, jak u naszych dobrych hodowców. Jedyna różnica polega na tym, że ma się to odbyć "w świetle jupiterów", czyli na stronie hodowli i transparentnie pod względem finansów.
Jest tam jasno powiedziane, że jeśli nie urodzi się stosowny szczeniaczek, to ktoś, kto zrobił rezerwację ma 3 wyjścia: może nabyć pieska alternatywnego (np. suczkę zamiast pieska lub odwrotnie), odebrać zaliczkę lub poczekać na następny miot.
Nie oceniam i nie bronię tego systemu, nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak przyszli właściciele, którzy niewiele wilczakow widzieli (jeśli w ogóle) mieliby wybrać szczeniaczka - pewnie i tak hodowczyni będzie doradzać, a czas pokaże na ile kompetentnie

.
Ale podoba mi się, że Marcy stara się uczciwie i solidnie podejść do hodowania: zanim zdecydowała się na miot zadbała o uznanie wilczaków przez amerykańskie władze kynologiczne, o zdrowie psów, zrobiła z nimi podstawowe egzaminy, testy psychologiczne, itd. Jest nadzieja, że los wilczaków hodowanych w USA będzie lepszy niż w W. Brytanii.