My też czasem sięgamy po kliker (fakt, że częściej, gdy ręce tak na dworze nie odmarzają

). Ostatnio sięgnęłam po niego też w domu próbując nauczyć Łowcę zabawy w "psa celnika".

Jako "towar" posłużył cynamon.

Łowca owszem szuka cynamonu, ale bez jakiegoś ogromnego zapału. No ale w końcu to dopiero początki. Dobrze, że w ogóle raczył się zainteresować. Gdyby to było coś do jedzenia, zapał byłby na pewno ogromny.
I z innej beczki; tfu, tfu, odpukuję w niemalowane drzewo, ale CHYBA zajarzył o co chodzi w aporcie. W sensie, że zaczął go przynosić.

Na razie co prawda piłeczkę, nie koziołek i tak jak pisała Margo - gdy brak rozproszenia w postaci obecności psów czy ciekawych zapachów, ale mam nadzieję, że jak już raz zajarzył, to może uda się coś z tego zrobić. W porównaniu z tym co było, to i tak chyba postęp.