OK, w nocy wrocilismy do domu. Troche odespalismy i zabieramy sie do stosu zaleglej roboty (oj, trzeba sie spieszyc, bo kolejny wyjazd juz w piatek). Okazalo sie, ze z kawiarenkami z internetem jest o wiele gorzej niz u nas - udalo sie nam dotrzec do dwoch - w jednej w Chorwacji stalo kilka komputerow, w drugiej (w Novej Goricy) trzy i zwykle dwa z nich nie dzialaly. Tak wiec korzystal z nich jedynie Przemek. Ale i tak bylo to lepsze niz serfowanie za 100ZL/godzine na notebooku....

Teraz wreszcie mozemy wrocic do zycia...
Bela chodzi po domu dumna jak paw. Bo to ONA miala randke, to JEJ chlopak zaprosil ja do Slowenii, to ONA byla numerem jeden. Widac, ze myslami jest nadal 1000km od domu...
A Akim? Mile psisko. Ale zaden misio, tylko kilkadziesiat kilo miesni. Na poczatku myslelismy, ze to taki typowo sportowy typ. Ale okazalo sie, ze wielu Slowencow uwielbia aktywny wypoczynek, zarowno a lecie (gory, rafting, kapiele w morzu) jak i zima (wszystko co zwiazane jest ze sniegiem i Alpami). On po prostu dostosowal sie do swojego pana...

Zima szaleje w skijöringu, chodzi z panem po gorach, latem przy rowerze, oczywiscie tez w gory (a te maja piekne i wysokie), w przerwach zas wyciaga z wody podtopionych kajakarzy...

Ale rzeczywiscie - jak sie ma 20 km do gor, i 20 km do morza, to ciezko by bylo nie korzystac z takiej okazji. My niestety nie mielismy czasu i choc uwijalismy sie jak mrowki, to udalo sie nam zobaczyc jedynie maly wycinek. Ale postaramy sobie jeszcze kiedys odbic zaleglosci i zobaczyc to, co nam ucieklo....