View Single Post
Old 16-10-2003, 19:04   #4
Joanka
Junior Member
 
Joanka's Avatar
 
Join Date: Oct 2003
Location: Jura Krakowsko-Częstochowska
Posts: 190
Default Znów na liście, hurra!!!!

Prawdę mówiąc to zrobiłam tak: napisałam elaborat, napociłam się i podekscytowałam, że zaraz wyślę i już, nareszcie, bedę znów na forum wsród starych, miłych znajomych. Potem kliknęłam: wyślij i tyle go widziałam. Przypomniało mi sie zaraz jak kilka miesięcy temu przez kilka godzin pisałam odpowiedź na ciekawego posta w dyskusji o białych owczarkach, napociłam się i ........... efekt taki jak wczoraj. Przez kilka dni nie udało mi sie go odnaleźć. Teraz wysyłając zrobiłam najpierw: podgląd a dopiero później: wyślij i się udało.

Tak więc info dla wszystkich znajomych co u nas: jak wiecie 2.08 przeprowadziliśmy sie z naszego 50-metrowego mieszkanka do prawie 300-metrowego domu ze sporym ogrodem, i hektarami łąk i lasów opodal. Psy przez pierwsze dni dostały głupawki, bo nie dość, że mogły cały dzień spędzać na dworze, to jeszcze na spacerach było się gdzie rozpędzić. Kopały więc dziury w ogrodzie (co dzień głębsze), ganiały za srokami i tarzały się w zdechłych kretach. W lesie Halla udawała wilka, czaiła się za krzakami po czym atakowała z zaskoczenia Zoyę. Pierwsze tygodnie były super i czy to kwestia takich zmian czy też braku publiki na forum wolfdoga jedno było pewne:Halla spuściła z tonu. Kilka razy tylko spróbowała wyjść przez okna na parterze, bo ją nieopatrznie zamknęliśmy w domu zrzucając przy okazji wszystkie kwiaty z parapetu, ale poza tym było O.K. Jednakże wszystko co dobre kiedyś się kończy tak i skończył sie spokój-pewnej nocy Halla odkryłą, że przecież skoro niema nas w zasięgu wzroku to można przeleźć przez płot i wyruszyć w świat. Rankiem przyprowadziła ja sąsiadka. Następnej nocy słyszelismy tylko krzyki gawiedzi z sąsiedniej wsi. I tak już jej zostało. Już nie tylko w nocy ale i w dzień wystarczyło spuścić ją na 10 minut z oka, a Halusia już susa przez płot, kita w górę i w długą. I jak normalnie na spacerach przychodziła na zawołanie (z mniejszymi lub wiekszymi oporami, ale przychodziła) tak kiedy przełaziła przez płot pies głuchł na moje wołanie, krzyki, prośby i groźby, żadne magiczne sposoby typu Zoya, wielka kość, ucieczka w druga stronę nie pomagały. Pewnego dnia kupiliśmy więc w sklepie rolniczym 4 metry krowiego łańucha i Halusia podczas naszej nieobecności na podwórku wędrowała na łańcuch. Chyba nawet jej się to podobało, bo chętnie przybiegała żeby ją zapiąć (a może to te gicze cielęce i kurze łapki tak jej sie podobały? )..... Kilka dni temu przyszła do domu z łańcuchem, chyba to na małą krówkę był model.

Śmiejemy się z Adrianem, że teraz zachowuje się jak taka zbuntowana nastolatka, czyli "I tak wam pokażę, że moje będzie na wierzchu".

Żałujemy bardzo, że nie przyjechaliśmy zarówno na szkolenie na Słowacji jak i na zlot w Późnej. Co do Słowacji chyba jakiś palec boży nad nami czuwał i dawał nam znaki, że mamy zostać w domu. Planowaliśmy wyjazd w piątek dzień przed rozpoczęciem - Adrian się rozchorował, zapalił sobie zatoki, był nie do użytku przez kilka dni. Postanowiliśmy więc, że jak stanie na nogi to ruszamy. W środę czuł sie juz na tyle nieźle, że postanowiliśmy w czwartek wyruszyć. Z samego rana spakowaliśmy dzieci i psy, i w drogę. Po drodze dwa przystanki: ja z psamu zostałam u weta powiatowego by załatwić zaświadczenia, a Adrian z dzieciakami pojechał do salonu Opla , aby wstawić kratkę, żeby się na granicy nie czepiali (bo samochód niby ciężarowy ). Po 2 godzinach okazało się,że..........uszkodzili nam drzwi w samochodzie i nie można ich otworzyć. Ponieważ były to tylne drzwi, tam gdzie siedzą psy, więc raczej niezbędne. No więc czekamy. Po kolejnych kilku godzianch, ulga - udało im się naprawić co posuli. Wyruszamy. Po drodze jeszcze tylko bank, kasiura i fru. Taaaak. Pierwszy raz w życiu odkąd posługuję się kartami płatniczymi nie odebrałam pieniędzy i odeszłam od bankomatu zostawiając całą kasę na wyjazd w dziurze bankomatu. Kiedy się zreflektowałam i w pocie czoła przybiegłam do bankomatu, po kasie zostało tylko wspomnienie - i do dziś nie wiadomo czy wróciła do bankomatu czy tez ktoś pojechał za nią na wakacje (banki ciagle wyjaśniają, mój bank inny, ten w którym brałam pieniadze inny, a bankomat jescze czyjś). Wtedy już daliśmy za wygraną i z podkulonymi ogonami wróciliśmy do domu.
W czwartek przed wyjazdem do Późnej Halla dostała cieczkę (i tak jej już zostało - tak a propose - ile miesięcy trwa cieczka u wilczaka?) Nie ukrywam, że trochę spękałam, że będzie zamieszanie, bo jakieś takie spore poruszenie u niej wywołała ta nowa sytuacja i w końcu zdecydowaliśmy, że jednak nie jedziemy (i żałujemy do dziś, szczególnie kiedy Margo opowiadała w Łodzi, kto był i co robiliście ). Dziś patrząc z perspektywy wiem, że to był błąd. Teraz już się do tej jej permamentnej cieczki przyzwycziliśmy, nawet zaliczyliśmy w cieczce dwie wystawy (cicho, sza!). Trzeba było jechać.

Wybieramy się do Poznania, dziewczyna zgłoszona (ciekawe swoja drogą czy skończy już cieczkę, czy znów - jak w Zabrzu - będę jej nogi wycierać przed wejsciem na ring?). Postaramy się Elu przyjechać dzień przed wystawą (zgodnie z Twoim zaproszeniem), potwierdzimy jednak kiedy będzie już trochę bliżej wyjazdu.

Już dziś zapraszamy wszystkich, którzy wybierają się na wystawę do Katowic w przyszłym rok. Postaramy się zrobić choć namiastkę tego co nas ominęło w Późnej. Ponadto jesli ktoś będzie przejazdem koło Siewierza zapraszamy do nas, jest gdzie spać, a i lodówka (i barek) zazwyczaj pełne.

Pozdrawiamy serdecznie

Joanna i silna grupa pod wezwaniem
Joanka jest offline   Reply With Quote