Ja bym dodała do tego dwie rzeczy:
1. pracę nad własnymi emocjami, własnym nastawieniem. York to nie jest głupi kłębek futra ale pies, taki sam, jak nasz super-najzajefajniejszy-niemal-prawdziwy-wilk-z-lasu. Młodzież to nie debile a ludzie, wobec których pies idący z przewodnikiem NIGDY nie podejmuje samodzielnych decyzji np.ataku. itd itp. Zapewniam, że życie z akceptującym stosunkiem do świata jest znacznie łatwiejsze

Nie spotykają nas wtedy nieprzyjemne sytuacje, a w każdym razie nie za często. Mniej "nie lubimy!", więcej luzu, nasze napięcie, wrogość wobec innych, są wyczuwalne dla psa. Pooglądaj Cesara - tam jest kawa na ławę o co kaman
2. Warto wykorzystać mowę ciała wilczaka, to że nie szczeka i nie wkręca szczekaniem wszystkich dookoła. Można odejść krok na bok, wymuszając "obejście łukiem", co jest CS-em. Operowanie dystansem - kolejne narzędzie, które doskonale ułatwia życie. (spotykamy często w lesie pana z rottkiem, psy się "wystawiają" z daleka, oba idą na smycze, oba mijają się łukami po obu stronach ścieżki, przy wymianie naszych -ludzkich słów zachwytu nad tym drugim:P Chłopaki czasem sobie burczą

Miło, bez stresu i negatywnych emocji

)
Ale przede wszystkim trzeba być liderem, bo to lider decyduje o relacjach z "przechodniami", wszystko jedno czy ludzkimi czy psimi. Czyli jak już napisano-let's work!
