My włóczymy się rzadko na dłużej. Mój sybarytyzm z wiekiem panoszy się coraz bardziej ale Dewi "zaliczyła" ze mną tygodniowy rajd konny.
Podstawą była socjalizacja - bez tego nic się nie da zrobić. Oraz posiadanie na wyposażeniu łańcucha. Wzięty na wszelki wypadek (mimo, że trasa przygotowywana "pod psa" przydał się bardzo, jak musieliśmy zmienić jeden nocleg i zostaliśmy zakwaterowani "na salonach" w leśniczówce. Po dwóch dniach brnięcia w błocie nie odważyłam się zapakować ufaflunionego wilczaka na białe dywany i białą pościel w obcym domu.
Zdrowy, zadbany pies nawet ściągnięty z kanapy (bez specjalnych treningów - tylko normalne spacery) bez problemu wytrzyma powtarzalny wysiłek (min. 50 km dziennie w dobrym tempie). W takich warunkach wilczak owszem, może się oddalić i bobrować w krzakach, ale jeśli Ty się będziesz poruszał nową dla niego trasą, więcej uwagi poświęci kontrolowaniu, gdzie jesteś niż podczas codziennego spaceru po przydomowych polach. Ja wzmacniałam uwagę psa chowając mu się od czasu do czasu i to od pierwszych z nami spacerów. Dzięki temu Dewi ma przyjemny nawyk, bo pilnowanie się to jej obowiązek. Taki maluch zabrany "od mamy" i pozbawiony tym samy oparcia będzie go szukał. Ja dałam szansę, by znalazła je we mnie i by je doceniała.
__________________
|