Ja dodam od siebie, że wcale nie uważam żebyśmy wtedy postąpili dobrze. Po prostu nie mieliśmy wyboru. Nie wiem czy gdyby nie to, że moje psy są totalnie nieadopcyjne (Frajer - kaleka, Akira - pies z cukrzycą i spondylozą i Nanna - akceptująca tylko nas) nie byłoby inaczej. To nie trwało kilka dni czy tygodni, ale miesiące. Ja jeździłam na studia jak najpóźniej się dało i co piątek wracałam. Uważam, że psy były wtedy zaniedbywane. To dla nich i dla nas było straszne. I nie wiedzieliśmy czy i kiedy nastąpi poprawa. Owszem po jakimś czasie nastąpiły zmiany, może nie na lepsze dla nas, ale ktoś był w domu. Naprawdę byliśmy wtedy w desperacji co będzie dalej. I nikomu tego nie życzę. Dlatego nie zamierzam nikogo oceniać.
Jeśli pies znajdzie nowy dom, nie trafi do schroniska, a właściciel nie odda go byle komu to czemu tak jest to demonizowane? Może mam inne podejście i punkt widzenia, bo zajmuje się bezdomniakami i jest dla mnie dziwne gdy ktoś jest tak łaskawy, że przed próbą wciśnięcia nam psa chociaż sam go ogłosi. Najczęściej po prostu ktoś dzwoni i w przypływie łaski proponuje, że nam psa przywiezie. Powody bywają też interesujące: od wszechobecnej alergii, po zdziwienie że szczeniak miał czelność dostać biegunki (zdarzyło się to dwa razy!). Za to z drugiej strony zdarzały się też takie sytuacje, których wierzcie mi nikt nie byłby w stanie przewidzieć. Dlatego ja nauczyłam się nie oceniać, bo nigdy nie wiadomo co nas w życiu spotka.
Galicja czy transport miałby być tylko dla psa czy miałaby jechać dotychczasowa właścicielka?
|