Ten artykuł w dużym stopniu skupia się na temacie kastracji przed osiągnięciem dojrzałości czego w Polsce raczej się nie stosuje. Z kilkoma rzeczami z artykułu też się nie zgadzam. Nie da się ukryć, że wszystko ma swoje wady i zalety jednak jeśli chodzi o psy w takiej sytuacji według mnie kastracja jest konieczna. Zajmuję się adopcjami psów i żaden ze zwierzaków (oprócz szczeniaków) nie trafi do nowego domu bez zabiegu. Obojętnie czy to mieszkaniec czy pies w typie. Każdy jest poddawany zabiegowi. Przy aktualnej liczbie bezdomnych psów jest to po prostu konieczność. Mam kontakt ze sporą ilością psów po zabiegach. Zarówno "naszych" jak i tych schroniskowych. Odwiedzamy je na wizytach poadopcyjnych, rozmawiamy z właścicielami i nie zauważyłam jakiejś szalonej ilości problemów po zabiegach. Mój pies też miał podejrzenie popuszczania po sterylce i okazało się, że powodem jest zwyrodnienie kręgosłupa...

Wszystkie moje psy są po zabiegach i nie spotkałam się z ani jednym problemem wynikającym z tego. Za to moja pierwsza suka w wieku 11 lat dostała ropomacicza i musiała być sterylizowana. Ledwie przeżyła. Wszystko ma plusy i minusy. Jednak trzeba przestać udawać, że wszystkie psy w typie wilczaka, które się ostatnio coraz częściej pojawiają to po prostu mixy husky z owczarkiem. Sama nie siedząc zbyt mocno w "wilczakach" aktualnie wiem o przynajmniej dwóch przypadkach gdy się komuś wilczak "zmiksował" z inną rasą. Takich przypadków na pewno jest więcej i trzeba w końcu wziąć za to odpowiedzialność. Zdarza się, ale trzeba mieć odwagę i zadbać o losy psów, które się "wyprodukowało".
Wracając do tematu nie wyobrażam sobie wydawania psa po raz kolejny bez zabiegu. Oczywiście decydować będzie o tym aktualna opiekunka. I chwała jej za to, że się podjęła opieki nad psem całkowicie nieplanowanym. Sama wiem jak mało osób to robi. Tym bardziej, że tutaj leczenie chłopaka wiąże się z kosztami.