Ja to świetnie znam! Tinka bardziej cieszy się z przyjścia każdego z naszych przyjaciół i znajomych, pani która przychodzi sprzątać, sąsiadów których z trudem kojarzy, listonosza, a nawet obcych fachowców, niż nas. A skąd o tym wiemy? Mieszkamy na III p, a ona potrafi z radości zbiec nawet na I p. podczas gdy na nas czeka na III , czasem zamacha ogonem, czasem łaskawie zejdzie dwa lub trzy stopnie, gdy jest w wyjątkowo dobrym humorze, albo wyjątkowo stęskniona
Myślałam zawsze ze to byl wynik naszego błędu z czasow jej szczenięctwa. Kiedy przychodzila do nas 'babcia sąsiadka' poruszająca sią o kulach - chórem krzyczeliśmy "Tinka, nie skacz" i "Tina, na miejsce", tak, żeby przypadkiem jej nie wywróciła, a poczciwa psica wbila sobie do glowy, że dobre maniery= zamachanie ogonem i siad w swoim legowisku. I tak zachowuje się do dziś na nasz widok.
Nie znam wilczych obyczajów, ale jakoś intuicyjnie wydaje mi się, że witanie się, lub niewitanie nie ma nic wspólnego z przewodnictwem w stadzie. Tinka jest starą, dość posłuszną suką, nie mamy wątpliwości, co do jej wyobrażeń dotyczących układu sił w rodzinie, a jej relatywny brak entuzjazmu z naszych powrotów przestaliśmy traktować ambicjonalnie.
Po prostu cieszymy się, że serdecznie zamacha ogonem na nasz widok, po 10-15 min. z radości przybiegnie z misiaczkiem albo węzełkiem (prezentem od Ewy), położy pysia na kolanach i zamruczy jak kot, nastawi którąś częsć swego psiego ciałka do podrapania albo poliże po ręce, a potem ułoży się w przejściu żeby mieć oko na wszystko...
Może witając wylewnie gości chce nas po prostu wyręczyć w obowiązkach gościnnych gospodarzy?