U nas przypadki bardzo nie-wylewnego witania pojawiają się wtedy, gdy kogoś bardzo długo (w mniemaniu psa) nie ma - np. jak ja wracam po całej dobie nie bycia w domu, wtedy Varuś tylko łaskawie zamacha ogonkiem i idzie na miejsce... zupelnie jakby był obrażony, że pańci długo w domu nie było i że muszę mieć z tego powodu "nauczkę"...