No to może ja pocieszę. jak max był młodziakiem ok. 1 roku często mi nawiewała do lasu za sarenkami. 5 rano wyszedł na siusiu i go nie ma. Razem z Rauką oczywiście. To my z mężem w dwa samochody i szukanie z obu stron lasu. Zwykle szybko go namierzaliśmy. Jak się wydostawał? Proste: podkop albo wyciągnięcie zębem jednego druta z plecionej siatki ogrodzeniowej. Co pomogło - elektryczny pastuch. Jak jest teraz? Jak zapomnę nieopatrznie zamknąć bramę to za groma nie wyjdzie i jeszcze przybiega z taką miną i zachowaniem niespokojnym że już wiem co się stało. Więc nie martwcie się Wasi młodzieńcy też wydorośleją