Tmave Zlo
Join Date: Mar 2005
Location: Kopana k/W-wy
Posts: 1,196
|
Nawiązując do powyższego artykułu muszę potwierdzić niezwykle cenne wskazówki Autora. Jako właścicielka wilczaka czechosłowackiego przez 2 ostatnie lata żyję – ja, moja rodzina i wszyscy Krewni-i-Znajomi - z nieustannie podwyższonym poziomem adrenaliny. Mój psowilk zaczął od pożarcia szczura, ale bynajmniej na tym
nie poprzestał. W wieku 4 miesięcy pokonał ulubionego pytona tygrysiego mojego Mężczyzny, którego (pytona, nie Mężczyznę) spożywał następnie przez 2 tygodnie (nie był to duży pyton). Przed świętami Bożego Narodzenia emerytowi z przeciwka odgryzł prawą stopę, zapewne rozdrażniony wymachiwaniem laską, której niewłaściwie używał ten dobry skądinąd człowiek. Sprawa o odszkodowanie z powództwa cywilnego w toku plus mandat 2000 zł za prowadzenie psa bez kagańca. Ale po wyrwaniu się mojej pupilki (bo to suka) poprzedniego dnia do lwów w zoo kaganiec był akurat w strzępach (prasa czeska doniosła, że jeden z dwóch poranionych przez moją sunię lwów nie przeżył, ale drugi ma tylko niedowład w tylnej łapie), a trudno oczekiwać, by właściciel psa miał w domu 10 kagańców zapasowych. Poza tym nie wiedziałam, że ona nie znosi lwów, w szczególności zaś lwic. Zoo w Dvur Kralowe nadal nie wypłaciło mi odszkodowania za nienależyte zabezpieczenie wybiegu.
Na potwierdzenie instynktów łowieckich mojego psowilka przedstawię kilka niektóre z jej sukcesów: dzik z Puszczy Kampinoskiej (zdobycz okupiona w bezpardonowej walce rozerwaniem skóry na boku lewym), którego musieliśmy ładować na przyczepkę ze znajomymi, bo ważył 150 kilo, ale pasztet był wyborny! Następnie lis w czasie pobytu na działce (niestety, futro było tak poszarpane, że jego wyprawienie mijało się z celem), 2-miesięczne na oko cielę, które skończyło życie w czasie naszego wyjazdu na wczasy w góry (ale będąc na wczasach z opłaconym wyżywieniem nie spożytkowaliśmy jego mięsa, czego teraz żałuję, bo można było choćby zapeklować), dwa amstafy w kagańcach na spacerze w Parku Skaryszewskim (ich właściciel uciekł, choć byłam gotowa zrekompensować mu stratę, ludzie są dziwni, doprawdy), wiewiórka, również na działce, ale to drobiazg. Co do ptactwa domowego, to po 50. sztuce przestałam liczyć, ale w tym przypadku jednostkowe koszty nie są duże.
Przyznaję, że przebywanie z tym pięknym, dzikim zwierzęciem jest dużym wyzwaniem, ale każda noc, w której nie udaje się psowilkowi sforsować klatki z dość wytrzymałych rur stalowych o średnicy 5 cm i przeciwłamaniowch drzwi do sypialni przynosi ogromną satysfakcję. Przy podawaniu posiłków nie należy tylko zapominać o nałożeniu ochronnej rękawicy z wzmocnieniami z włókna węglowego. Ważne jest, żeby chroniła ona całe ramię po bark, a nie do łokcia – co jest częstym błędem lekkomyślnych czy niedoświadczonych właścicieli tych pięknych dzikich zwierząt, którzy przychodzą po rozum do głowy, jak już tę niechronioną rękę stracą na wysokości ramienia.
Na zakończenie przesyłam Państwu zdjęcie z rajdu konnego, w którym również brała udział moja sunia. Potwierdza to ich niezmordowany instynkt pogoni. Jak widać – sporo koni i jeźdźców jednak przeżyło, co może napawać optymizmem.
Dzikie zwierzę zawsze pozostanie dzikim zwierzęciem, jednak człowiek może nauczyć się przewidywać potencjalne zagrożenia i ich unikać bądź ograniczać ich skutki. Psowilki nie są zwierzętami dla mięczaków, ale dla ludzi z jajami, nie bojącymi się trudnych wyzwań. Czy warto? – zapytacie Państwo. Warto! Choćby dla tego pasztetu z dzika, domowej roboty, którego smak jeszcze dziś czuję na podniebieniu!
__________________
|