Nie będę ukrywać, że zaangażowałam się w ratowanie Majlo i w ciągu roku trochę korespondowałam z różnymi instytucjami w Norwegii
.
Z odpowiedzi Norwegów reprezentujących różne oficjalne instytucje odniosłam wrażenie, że sprawa nie ma nic wspólnego z polityką - wg mnie chodziło o zacietrzewienie kilku "nawiedzonych" urzędników, którzy mając sporą władzę, jeszcze większe jej
poczucie i silną psią fobię wynikającą z osobistych przeżyć, bardzo źle znosili naciski międzynarodowej opinii publicznej i różnych instytucji demokratycznych. Moim zdaniem działał tu efekt przekory, urażonej urzędniczej dumy oraz arogancji, które to zjawiska można obserwować w każdym kraju i w każdym systemie politycznym.
NB W kraju i za granicą znam trochę ludzi, którzy marzą, żeby wszystkie psy były "zawsze w kagańcu i na smyczy" i żeby wreszcie władze zajęły się 'problemem kłów na ulicach'. Są wśród nich zarówno socjaliści jak i konserwatyści, niestety, z przewagą tych drugich. Słyszałam jednego z polityków naszej prawicowej partii opozycyjnej (często występującego w TV!), który w rozmowie prywatnej wygłosił pogląd, iż w naszym kraju należy wprowadzić zakaz posiadania psów w miastach, a wszystkie, które już tam mieszkają należy czym prędzej uśpić
Dlatego upolitycznianie psich spraw uważam za totalne nieporozumienie !