Zaczęło się na początku lutego, kiedy to wilcza dostała cieczkę. Wcześniej niż planowaliśmy wypadły dni płodne, ale jak wiadomo - suczyska zawsze mają własny terminarz... Co prawda od jakiegoś czasu krycie było już umówione, ale kto by się spodziewał, że to już. Tak więc, ruszyliśmy w drogę daleką, bo do Niemiec. Do przepięknego
Cäsara von der Wolfsschleife. Na efekty Corkowo-Casarowej randki czekaliśmy (nie)cierpliwie, aczkolwiek teraz już widoczne są. A 22 kwietnia wypada nam termin porodu... Wilcza wygląda jak balon, małe od kilku dni się ruszają i wątpliwości nie ma, że "coś" tam jest. Resco zdołowany, jako, że mama z nim nie biega, ale chyba wyczuwa już, co się zbliża... Krótko mówiąc - będzie wesoło.
Fotek z krycia brak, bo pogoda nie dopisała, za to ja dam świeżą Corkową.