Los Atenos, czyli Marcinowi nie zależy

[Gipson]

Dobry tytuł Pawle. Gdybyście tylko widzieli jaką Marcin miał minę, gdy okazało się, że jednak w sobotę wystawa nie jest przesunięta i mamy 20 minut by zdążyć z kempingu po numerek, a potem jak szukaliśmy tego miejsca. Przejęcie na maksa, a potem rozpierająca go duma. Na samą sugestię żeby wyluzować i może pominąć finał (bo tyle miejsc jeszcze do zwiedzenia) byłam linczowana wzrokiem. A w przerwie przed finałem Larsiakowi nie dane było zaznać kąpieli w morzu (mimo 3 godzin), bo 'Przecież nie wyschnie na finał!' ;P

Ale powiemy Wam, że organizacja na miejscu extra. Nasze polskie nie umywają się. Wszystko skomputeryzowane, opisy po angielsku wklepywali do komputera i od razu nam drukowali. Więc to było bardzo miłe pozytywne zaskoczenie, po trudach pierwszych kontaktów z nimi przed wyjazdem i po beznadziejnej stronie www.

To pisałam ja Olga :P
Pozdrowienia z Grecjiiiiiiiiiiiiii