Dzien jak co dzien, spacer z Cheyem. Droga w dolinke i z powrotem to po kilometrze chodnika, zaludnionego, dosc mocno. Na tej trasie codziennie zaczepia nas ktos z pytaniem o Cheya.. widac taka juz nasza dola
Ale wczoraj scenka roznila sie od dotychczasowych.. akurat jechala karetka na sygnale, mlody rozwyl sie robiac widowisko...

(o patrz! wilk!) . Roman stwierdzil, ze nie ma w co zbierac pieniedzy za wystep wiec uspokoil Cheya i poszedl dalej. Nagle zatrzymuje go gosc i mowi "panie, to wilk, prawda?".. Romus odparl "nie" i idzie dalej. Gosc nie ustepuje, mowi ze przeciez widzi !....tu Roman wytoczyl arument, zwykle ostateczny :"wilkow nie mozna trzymac w domu"...
Na ogol to wystarczy aby czlowiek przestal sie upierac przy swojej teorii

Ale tym razem bylo inaczej.. facet nie zrazony stwierdzil konspiracyjnym szeptem " ja wiem, dlaczego pan tak mowi,
Pan sie boi ! ".... no tu Roman odpadl...

Posluchal jeszcze ze facet jest znawca, ze pol zycia spedzil w Bieszczadach, ze poznaje po ogonie, uszach, oczach... i ze to na pewno jest wilk.. ale on rozumie, to trzeba trzymac w tajemnicy,
on nikomu nie powie.... w koncu w miescie, w bloku.. mozna osbie narobic klopotow.