Wczoraj poszłam z Vargusiem na spacer, a że miałam tylko 1,5 h wolne, to wybraliśmy krótką dróżkę spacerową wzdłuż rzeki. Kto był w Supraślu i widział, to wie, że Supraślanka jest strasznie pokręcona, poza tym rozchodzi się na dwa koryta. I droga spacerowa wiedzie między starym i nowym korytem rzeki, ale i tak całość jest tak bardzo zagmatfana, że czasem się nie wie, czy człowiek/zwierze po drugiej stronie rzeki gdzieś-tam jest po tej samej stronie co my, czy nie... I idąc wzdłuż starego koryta natrafia się w pewnym momencie na mostek, za którym są już tylko rozległe pola sięgające daleko pod las. Zazwyczaj tam chodzimy z Vargiem, ale tym razem postanowaiłam zbadać teren przed mostkiem, czyli też duże, podmokłe pola, trawy, gdzieniegdzie wysokie kępy krzaków. I jak już byliśmy daleko od głównej ścieżki spacerowej, którą tu można dojść, a nieco bliżej mostku, przed Vargiem wystartował bażant. A wilczek oczywiście wyrwał za nim, zaczął biec, daleko, coraz dalej

Nie wołałam go, bo i tak za moment by wrócił. I faktycznie, gdy już przebiegł z 50 m to zawrócił się, i rzucił w moją stronę. I, niewiedzieć czemu, przebiegł prze mostek na drugą stronę rzeki, podczas gdy ja wciąż byłam na tej "pierwszej"... I wołam go, wołam, dzieliło nas tylko pare metrów - koryto rzeczne, a on się przestaszył, nie wiedział jak do mnie wrócić. A ja wciąż, spokojnie, nawołuję go, gdy nagle patrzę - a Varg się rzucił do biegu w zupełnie przeciwnym kierunku, co most, no i zaczął się szybko ode mnie oddalać! Ja z kolei wystraszyłam się tym jego nagłym wypadem i zaczęłam biec ku mostokwi, żeby się znaleźć na tej samej stronie, co pies, ale trochę do niego miałam... W końcu, jak już byłam po stronie Varga i zaczęłam go szukać, to z przerażeniem stwierdziłam, że psa ani słuchy, ani widu

Już miałam przed oczami najgorszy obraz, że Varguś gdzieś daleko się zagalopował i teraz nie wie, gdzie jest, gdzie ja jestem - że on się zgubił, a zaraz przylezie jakiś wędkarz (których tam jest sporo) i narobi harmideru i jeszcze przypadkiem coś psu zrobi, lub co gorsza - pies mu, ze strachu :P Ale nie... Patrzę - po przeciwnej stronie rzeki (dokładnie tam, gdzie byłam przed chwilą) stoi dumny Varg, uśmiecha się do mnie... W poszukiwaniu pańci przepłynął rzekę wpław

I później już wszystko dobrze się skończyło, bo ja zaczęłam biec ku mostkowi, pies też, i spotkaliśmy się mniej więcej w połowie