Pozwolę sobie zabrać głos jako osoba ‘niewystawiająca’… Uprzedzając głosy “nie wiesz jak to jest, więc się wymądrzasz” oświadczam: wiem, jak to jest. Wielokrotnie występowałam na scenie, poddawałam się subiektywnym ocenom sędziów, egzaminatorów, publiczności. Znam dreszczyk emocji, tremę, stres, radość wygranej i smutek przegranej. Co więcej, przygotowanie utworu na koncert wymaga dużo więcej pracy i wysiłku niż przygotowanie psa do wystawy, zaś końcowy rezultat jest równie kapryśny jak wystawianie psa - zależy od jakości instrumentu, stroiciela, samopoczucia, humoru dyrygenta, atmosfery na widowni, bywa, że i układów zakulisowych i… sama nie wiem czego jeszcze. Więc tego typu emocje nie są mi obce.
Spróbujcie popatrzeć na problem wystaw całkiem z boku:
- ocena psa, lokata, tytuł, opis sędziego nie mają żadnego znaczenia dla samego psa, na którym powinno nam z definicji zależeć najbardziej.
- to pies jest obiektem oceny, a nie właściciel, więc uważam za niezdrowe nadmierne identyfikowanie się z inną istotą, czy przypisywanie sobie jej zalet czy zasług. To syndrom mamuś z konkursów królowych piękności. Co innego zaliczyć bieg z psem, czy zdać egzamin, który wymaga wspólnej pracy, która z kolei zacieśnia więź z psem. I nie wynik jest tu ważny, ale właśnie owo budowanie relacji. W porównaniu, sama wystawa to łatwizna dla leniuchów, (zwłaszcza gdy wychodzi na niej niezbyt dobra relacja właściciela z psem).
- pies się nie zmienia po wystawie – jak Gaga wcześniej zauważyła – nie staje się bardziej masywny lub lekki, ani mu się nogi nie skracają ani nie wydłużają. Kochamy go tak samo mocno i wkurza nas u niego to samo co przedtem.
- to nie wybory prezydenckie – tytuły, puchary, championaty są hojnie rozdawane więc w sumie, (nie okłamujmy się), są niewiele warte z punktu widzenia historii ludzkości, a nawet rozwoju kynologii. Prawie każdy wystawiany wilczak już jest, albo zaraz będzie championem, więc cóż to znów za wielki podwód dumy?
- tajemnicą poliszynela jest że każdy może sobie ‘wyjeździć’ tytuł. Niektórzy potrafią wozić psy w śniegi i mrozy na drugi koniec kraju albo do państw, gdzie raptem mieszka 5 przedstawicieli rasy, żeby pies za wszelką cenę tytuł championa zdobył, choćby i na wystawach, gdzie będzie bez, albo prawie bez konkurencji. Taka „polityka” w pewnym sensie dezawuuje tytuły innych psów, zdobyte w grze „fair”. Bo trudno każdemu tłumaczyć, że ‘mój pies ma tytuł zdobyty tak czy siak’: champion, to champion. Co prawda poznałam kiedyś chłopaka, który przestawiał się „jestem magistrem uczelni państwowej”, ale zostawię bez komentarza….

- za wygraną na wystawie nie idą żadne profity, duża forsa, czy sława, bo co drugi rasowy pies to champion (patrz pkt 4 i 5) a pucharki są wyjątkowo kiczowate, więc z punktu widzenia estetyki wnętrz, lepiej ich nie mieć. No, chyba, że ktoś ma duży strych albo bardzo zły gust. Moim zdaniem o wiele milej dostać obraz namalowany przez Agę.

Reasumując –
uważam, że jedyne zdrowe podejście do wystaw to towarzysko- rozrywkowe. Płacimy, jedziemy itd. a potem jest jak w kasynie: albo wygramy, albo przegramy, ale stawka, więc i strata niewielka. Owszem można obśmiać werdykt, zakpić z opisu, jeśli jest śmieszny, ew. skomentować na forum absurdy oceny i tyle. Natomiast jeśli ktoś po wystawie czuje wielką euforię z wygranej, płacze z przegranej, obraża się, albo czuję złość czy furię, a nawet odgrywa się na innych, to znaczy, że powinien odpuścić wystawy i zając się innymi rzeczami, przynajmniej na jakiś czas, bo stracił tzw. zdrowy dystans i ma poważny problem emocjonalny ze sobą, a nie jego pies z sędziami.
Od kilku osób słyszałam: „podziwiam Ankę od Forasa, że dała sobie spokój z wystawami”. Ja jej specjalnie z tego powodu nie podziwiam, bo rezygnacja z wystaw nie jest jakimś specjalnym wyrzeczeniem, zwłaszcza gdy ktoś i tak za nimi nie przepada.

Uważam ją osobę o zdrowym rozsądku, dla której własny pies jest ważniejszy niż w sumie mało warte tytuły, z których miło się cieszyć, ale bez przesady. Szanuję ją za to, że nie funduje Forasowi schizofrenii i że jest w tym konsekwentna: bo skoro jako jej „ochroniarz” ma z założenia być nieufny wobec obcych, to nie można nagle wymagać, żeby dawał się innym obcym „obmacywać”.
Uważam, że to jest dużo zdrowsze podejście niż widok czołgających się na ringu championów, czy kulących ze stresu dorosłych psów, albo właścicieli po wystawach przeklinających, zalewających się łzami albo zjadliwie obsmarowujących konkurencję w necie. Jeśli ktoś nie umie opanować „chorych” emocji, to niech sobie z wystawianiem da spokój i nich nie psuje atmosfery i humoru tym, którzy chcą się na wystawach bawić.
PS To były rozważania uogólnione i subiektywne. Wszelkie podobieństwo do konkretnych sytuacji jest przypadkowe